Adwokat zażądał ukarania Doroty Kani więzieniem, grzywną i nawiązką na cel społeczny - informuje serwis niezalezna.pl. Chodzi o artykuł opublikowany w tygodniku "Wprost" w 2007 roku pod tytułem "Agenci w gronostajach".
Autorka tekstu powoływała się w nim na dokumenty w Instytucie Pamięci Narodowej. Kania napisała, że ówczesny rektor Uniwersytetu Gdańskiego był zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa.
Sam IPN złożył wniosek w sądzie o uznanie Ceynowy za kłamcę lustracyjnego. Prokurator domagał się zakazu pełnienia funkcji publicznych na sześć lat. Jednak Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał, że Ceynowa nie był tajnym i świadomym współpracownikiem komunistycznej bezpieki. To stanowisko podzielił Sąd Apelacyjny. Niezalezna.pl podkreśla, że jednocześnie nie zakwestionowano prawdziwości materiałów IPN.
Dorota Kania zapewnia, że pisząc swój tekst dochowała staranności dziennikarskiej.
Swój materiał pisałam w oparciu o materiał IPN, a jego powodem było stanowisko prof. Ceynowy wobec lustracji. Był jej przeciwnikiem i publicznie mówił też, jak ominąć ustawę lustracyjną – przejść na stanowisko asystenta, które lustracji nie podlega. Zachowałam należytą staranność przy pisaniu artykułu: zweryfikowałam dokumenty, zadzwoniłam do prof. Ceynowy - zapewnia.
Wyrok ma być ogłoszony za tydzień.