Proces, którego wyrok ogłoszono w poniedziałek trwa już od trzech lat. Były gwiazdor TVN domagał się odszkodowania w wysokości 2 mln zł za oszczerczy jego zdaniem artykuł "Ukryta prawda", w którym opisano anonimowy przypadek molestowania seksualnego w jednej ze stacji telewizyjnych oraz "Nietykalny" z 23 lutego 2015 roku, w których na podstawie anonimowych relacji opisano m.in. przypadek molestowania seksualnego w jednej ze stacji telewizyjnych. Autorami tych publikacji są Sylwester Latkowski, Michał Majewski, Olga Wasilewska i Marcin Dzierżanowski (tylko Dzierżanowski pracuje jeszcze we "Wprost").

Reklama

Po ukazaniu się wymienionych publikacji w TVN powołano specjalną komisję, która stwierdziła "przypadki niepożądanych zachowań, włącznie z mobbingiem i molestowaniem seksualnym" - przypomina "Press". Trzem osobom stacja zaproponowała zadośćuczynienie w wysokości do sześciokrotności ich miesięcznego wynagrodzenia. Z Durczokiem TVN rozstał się ze skutkiem natychmiastowym. Dziennikarz znalazł zatrudnienie w Polsacie.

Dziennikarz domagał się przeprosin na łamach tygodnika "Wprost" i 2 mln zł. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Jak pisze press.pl w poniedziałek na ogłoszeniu wyroku pojawił się Durczok. Sąd ogłaszając wyrok poinformował, że powództwo zostało oddalone. Następnie sędzia Anna Tyrluk-Krajewska poprosiła dziennikarzy o opuszczenie sali i uzasadniła wyrok.

Durczok nie chciał komentować wyroku, choć jak przyznał argumentacja sędzi go zdumiała. - Z całą pewnością będę się od tego wyroku odwoływać - powiedział dziennikarzom opuszczając sąd Kamil Durczok.

Wygrana przez Durczoka sprawa dotyczy tekstu "Kamil Durczok. Fakty po faktach" autorstwa Sylwestra Latkowskiego, Michała Majewskiego i Olgi Wasilewskiej, opublikowanego w tygodniku "Wprost" z 16 lutego 2015 r. Napisano w nim m.in., że Kamil Durczok, wtedy szef "Faktów" TVN, "został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania, w którym znaleziono biały proszek".

- Publikacja ewidentnie naruszyła dobra osobiste Kamila Durczoka. Nie budzi wątpliwości wina pozwanych. Jednym z celów ich artykułu było ośmieszenie powoda - uzasadnił sędzia Bernard Chazan. Ani Durczoka, ani byłych dziennikarzy "Wprost" nie było na ogłoszeniu wyroku.

"Prawomocnie wygrałem z Latkowskim, Majewskim, Wasilewską, Dzierżanowskimi i Wprost! Tak się kończą oszczerstwa" - ogłosił Kamil Durczok na Twitterze.

W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał wydawcy tygodnika i pozwanym dziennikarzom zapłacić Durczokowi - który żądał aż 7 mln - pół miliona złotych zadośćuczynienia. Sąd Apelacyjny znacznie jednak zmniejszył zasądzoną sumę. - Kwota 500 tys. jest zdaniem sądu rażąco zawyżona i niespotykana, nawet w przypadku spraw, gdzie mamy do czynienia ze znacznie większą krzywdą. 150 tys. to również ogromna kwota - zauważył sędzia Chazan.