Naukowcy boją się przede wszystkim o lodowce Płaskowyżu Tybetańskiego, graniczącego z Himalajami. O tym, że topnieją, wiadomo nie od dziś. Ale mało kto przypuszczał, że dzieje się to w tak zastraszającym tempie.

To tym bardziej niepokojące, że chodzi o jedną piątą wszystkich chińskich lodowców. Początek biorą w nich rzeki, dające wodę setkom milionów ludzi. Z Płaskowyżu Tybetańskiego wypływają wielkie azjatyckie rzeki - Jangcy, Indus czy Langcang-Mekong. Gdy zaczną wysychać, w niebezpieczeństwie będą miliony ludzi.

Reklama

Naukowcy ostrzegają jednak przed czymś jeszcze - przed powodziami. Tłumaczą, że to normalne zjawisko, kiedy gwałtownie topnieją lodowce.

Co na to władze Chin? Pekin, co prawda, zaprezentował wczoraj własny plan walki z globalnym ociepleniem. Jednak zastrzegł, że nie zrobi nic, co zahamowałoby chiński boom gospodarczy. A to oznacza, że wiele się nie zmieni. Dziś Chiny są drugim po USA krajem wyrzucającym do atmosfery największą ilość szkodliwych gazów.

Reklama