Transakcja niby biznesowa, ale dokonana dzięki błogosławieństwu obu rządów i prezydentów. Miesiąc miodowy skończył się, gdy poirytowani polsko-litewskim „spiskiem” Rosjanie zastosowali najskuteczniejszy kontratak, odcięli Możejkom dostawy rurociągiem.

Reklama

Orlen zaczął więc lobbować, by rząd Litwy sprzedał mu terminal morski w Kłajpedzie. Ale Litwini się do tego nie palą, obawiają się polskiego monopolu. I pat trwa.

Płocka firma musi znaleźć jakieś wyjście, bo litewskie straty rosną. Wysyła w świat sygnały, że szuka partnera. Czy sprzeda całą litewską rafinerię Rosjanom? Mało realne, groziłoby to wybuchem konfliktu na linii Warszawa – Wilno, który szybko przeniósłby się do Brukseli. Taka transakcja świadczyłaby też o polskiej nieskuteczności i bezradności – o wiele dobitniej niż słabe wsparcie dla mniejszości na Białorusi. Orlen musi więc dalej lobbować, by rząd Litwy przestał go traktować jak nieprzyjaciela. Ale jego wpływy są ograniczone.

Skoro politycy wpędzili Orlen w ten kłopot, politycy powinni go z tego wyciągnąć. Prezydent Kaczyński mocno patronował zakupowi Możejek. I on, i rząd mogą wiele zrobić, by największa polska inwestycja zagraniczna nie okazała się największą klapą 20-lecia. Pytanie, czy w roku wyborczym ktoś odważy się na śmiałe ruchy w tak drażliwej sprawie.