Przynajmniej takiej treści komunikat pojawił się w internecie i w prasie. Jednak ja, słuchając tej wypowiedzi, mam nieodparte wrażenie, że przewodniczący PO się przejęzyczył albo w ostatniej chwili zmienił zdanie i że tak naprawdę chciał powiedzieć coś innego, niż powiedział.

Reklama

Cała konstrukcja jego wypowiedzi prowadziła bowiem do innej puenty. Na początku zdania Donald Tusk apelował do premiera Kaczyńskiego o odwagę i stanięcie do debaty z nim. Następnie nawiązał do wypowiedzi premiera sprzed dwóch tygodni, kiedy Jarosław Kaczyński tłumaczył, że nie będzie rozmawiał z Tuskiem, a będzie się ścierał z Kwaśniewskim, bo po co rozmawiać z pomocnikiem, skoro można z szefem (tym pomocnikiem miał być oczywiście Tusk, a szefem Kwaśniewski). To nawiązanie brzmiało mniej więcej tak - cytuję z pamięci - że on też może rozmawiać z politycznym mecenasem premiera, ale Tusk tego zdania nie dokończył i nie powiedział, że chodzi mu o Tadeusza Rydzyka, tylko spuścił z tonu i zaoferował siebie jako dyskutanta ze słuchaczami toruńskiej rozgłośni. A szkoda. Bo wezwanie do debaty z Ojcem Dyrektorem byłoby jeszcze bardziej smaczne i jeszcze bardziej medialne, chociaż równie mało prawdopodobne w realizacji.

Dlaczego Donald Tusk rzucił tę propozycję? Raczej nie dlatego, że wie, że nie zostanie ona podchwycona. Co więcej, myślę, że gdyby Donald Tusk wystąpił przed mikrofonami Radia Maryja, to odniósłby medialny sukces niezależnie od treści pytań i odpowiedzi. Tak naprawdę jednak Tuskowi zależy na debacie z premierem i na odrobieniu strat, które poniósł tak on jak i jego partia, w wyniku zeszłotygodniowej debaty Kaczyński - Kwaśniewski. Od wczoraj wiemy już, że do tej debaty prawdopodobnie jednak dojdzie, bo nieoczekiwanie zgodził się na nią premier. Nieoczekiwanie, bo jeszcze kilka dni temu sztabowcy PiS zapewniali, że z Donaldem Tuskiem premier rozmawiać nie będzie, a sam Jarosław Kaczyński stawiał warunki, z których głównym było żądanie od Tuska publicznego zadeklarowania, że po wyborach nie dojdzie do koalicji PO - LiD. Cóż więc się stało, że we wtorek rano, a właściwie w poniedziałek wieczorem (z tego co wiem, wtorkowe wywiady z premierem są nagrywane w poniedziałek) premier zmienił zdanie?

Nie wykluczałbym, że stało się tak właśnie dlatego, że Donald Tusk zmienił puentę swojej słynnej wypowiedzi. Gdyby koniec zdania był taki, jaki wynikał z początkowej konstrukcji, i gdyby Donald Tusk nazwał ojca Rydzyka przełożonym premiera, byłoby to przez niego odebrane jako kolejny atak i kolejne pokazanie zębów. Ta opisana przeze mnie wyżej wolta i złożenie siebie jako oferty dla słuchaczy Radia Maryja mogła zostać odebrana jak wyciągnięcie ręki.







Reklama