Wspólnie z LiD-em i PSL-em PO mogłaby odrzucać prezydenckie weto, ale bardzo by ryzykowała. Sprzymierzenie się z postkomunistami zraziłoby z pewnością dużą część zwolenników, niektórych jej polityków - takich jak Radek Sikorski czy Bogdan Borusewicz - postawiłoby w kłopotliwej sytuacji, a w dodatku dałoby Jarosławowi Kaczyńskiemu pretekst do nieustającej krytyki partii rządzącej jako przedłużenia lewicy.

Najwygodniejsze byłoby oczywiście wsparcie PO przez LiD od przypadku do przypadku, pomagając się uporać z obstrukcją prezydenta. Tylko dlaczego LiD miałby to robić, nie dostając nic w zamian?

Druga kwestia to obsada stanowisk. Tu nic nie jest jeszcze pewne, ale niektóre pomysły są niepokojące. Pojawia się np. koncepcja, żeby urząd premiera objął nie Tusk, ale Jerzy Buzek. Pomijając już ocenę zdolności przywódczych i charyzmę byłego premiera rządu AWS, byłaby to taka sytuacja, jaką miażdżącej krytyce poddawała sama Platforma, gdy ster rządów objął pod koniec 2005 roku nie Kaczyński, ale Marcinkiewicz.

Wśród innych potencjalnych nominacji pojawiają się dość dziwaczne pomysły. Gdyby miała się sprawdzić pogłoska o zrobieniu Andrzeja Zolla ministrem sprawiedliwości, byłoby to wahnięcie od ściany do ściany. Zoll jest przywódcą najbardziej liberalnego skrzydła polskich karnistów, osobistym wrogiem Ziobry, zwolennikiem koncepcji humanitarnego traktowania przestępców, nawet kosztem sprawiedliwej odpłaty za popełnione czyny. Miejsce Ziobry zająłby zatem anty-Ziobro.

Dziwny wydaje się pomysł, żeby Buzek został - to konkurencja dla Sikorskiego - szefem MSZ. Dziwaczny - aby Ministerstwo Finansów objął Mirosław Gronicki, były minister w rządzie Belki, zapamiętany głównie z uzasadniania kolejnych obciążeń nakładanych na podatników. Ryzykowna jest kandydatura Grzegorza Schetyny na szefa MSWiA.

Kolejna kwestia to relacje z prezydentem. Do pierwszego konfliktu może dojść już przy nominacji na stanowiska szefów MSZ czy MON, na które prezydent ma z mocy konstytucji szczególny, choć niesprecyzowany wpływ. Obstrukcja prezydenta może rozpocząć regularną wojnę pomiędzy ośrodkiem rządowym a Pałacem Prezydenckim, a wtedy, zamiast uspokojenia i stabilizacji, będziemy mieli przedłużenie trwającej od miesięcy wojny.

Wszystko to arcytrudne wyzwania dla Tuska, który realnej władzy nigdy dotąd nie miał. Platforma naobiecywała wiele, ale wszystkie te obietnice opierały się na wizji uspokojenia i ustatkowania - nie gwałtownego wahnięcia w przeciwną stronę. O tym lider PO powinien pamiętać. Jak widać po wyniku PiS-u, wyborcy naprawdę rozliczają z obietnic.