"Fryzjer" to dość pospolity pseudonim, mówiący o człowieku z nizin społecznych. "Książę Północy" pachnie już arystokracją. Tylko ludzie szlachetnie urodzeni mogli wejść do najwyższych władz PZPN. Tacy właśnie jak np. Henryk Klocek. Dzisiejsze zatrzymanie tego działacza najwyższego szczebla wskazuje na to, że prokuratura zaczęła sięgać po ludzi, wydawałoby się nietykalnych i poza podejrzeniem. Czyli ścisłego kierownictwa związku, w którego rękach znajduje się najbardziej popularna w Polsce dyscyplina sportu.

To niewątpliwie przełom w śledztwie o korupcję w polskiej piłce. Wyżej od Henryka Klocka pozostają już tylko dwie, trzy osoby. Czyżby i one musiały przygotowywać szczoteczki i pastę do zębów? Tak na wszelki wypadek, wedle powiedzenia: "człowiek udzielający się społecznie w piłce nożnej nie zna dnia ani godziny, kiedy do jego drzwi zastuka prokurator". Może wlaśnie dlatego, że większość sportowych "społeczników" musiała ma lewo wynagradzać sobie swoją misję.

Ciekawe, że mimo ogromnego dystansu w hierarchii społecznej, jaki dzieli "Fryzjera" od "Księcia", arystokrata osobiscie pofatygował się na włości człowieka z nizin. Tylko naiwni mogli przyjąć tłumaczenie "Księcia", że po to wpadł do "Fryzjera", by zobaczyć ogrodzenie jego posesji oraz działanie urządzenia do zamykania bramy.

Po zamknięciu się więc za Heniem K. innej bramy, z mocniejszego materiału i znacznie trudniej się otwierającej przed wychodzącymi, na ciężką próbę została też wystawiona deklaracja nowego prezesa Grzegorza Laty, który zapowiadał, że pod jego kierownictwem poprawi się wizerunek PZPN, a jeśli to nie nastąpi, to on po roku poda się do dymisji.

Czas szybko biegnie, Lato ani się obejrzy, kiedy minie rok. Czy dotrzyma słowa?