Często narzekam na sądy. Na niesprawiedliwe, przeczące zdrowemu rozsądkowi wyroki.

W sprawie tzw. "Blue-taxi" sąd zachował się "po męsku", choć rozprawie przewodniczyła kobieta. Wlepił karę w pełni odpowiadającą rodzajowi i wadze przestępstwa, a jednocześnie rozumną. Uznał, i słusznie - postulowałem to w poprzednim komentarzu - że winnych nie ma co pakować do więzienia. Ale niczym gilotyna ciąży nad nimi zawieszenie i przez trzy lata nie mogą popełnić żadnego głupstwa, które by karę uruchamiało.

Reklama

Przypomnę, że w wyniku niefrasobliwej decyzji zginęła dwójka młodych policjantów. Ich przełożony, szef komisariatu Waldemar P. polecił im odwieźć pijanego Tomasza Serafina, wówczas wysokiego urzędnika MSWiA, do jego domu do Siedlec. W drodze powrotnej samochód z policjantami wpadł w poślizg i stoczył się do rozlewiska.

Obydwaj dziś skazani to na szczęście ludzie rozumni i zakładam, że w gruncie rzeczy uczciwi, tyle że za daleko posunęli się w usługach kolesiowskich. Wyrok jest dobrym hamulcem dla innych ludzi pełniących funkcje publiczne, którzy czasami za bardzo luzują sobie ograniczenia, jakie ich obowiązują.

Morał jest krótki: wszystko w nadmiarze bywa niebezpieczne. Nawet życzliwość.