Najwyraźniej widać, że Leo Beenhakker nie chce być zdymisjonowany, bo z pewnością nie utrzymywałby wciąż, że Polska nadal ma szansę awansować do mistrzostw świata z drugiego miejsca w grupie. Pytaniem jest tylko, czy w tej chwili opłaca się go odwoływać?

Reklama

Mieliśmy już w przeszłości eliminacje do Mistrzostw Europy w 2004, które rozgrywane były przez dwóch kolejnych selekcjonerów: Zbigniewa Bońka i Pawła Janasa. Tamtych eliminacji i tak nie udało nam się wygrać, bo nie odrobiliśmy strat, których narobiła kadra prowadzona przez Bońka. Dlatego nie jestem przekonany, by dymisja Beenhakkera coś zmieniła, tym bardziej że trzon reprezentacji stoi za nim. Również jego najwięksi oponenci w PZPN, a takim jest np. Antoni Piechniczek, poprawili swoje relacje ze słynnym Holendrem.

Sobotnia przegrana w Belfaście boli tym bardziej, że przegraliśmy także poprzedni mecz ze Słowacją. Poza tym przyczyną obu porażek był ten sam zawodnik - Artur Boruc. Pytanie brzmi najwyżej, na ile indywidualne błędy zawodników obciążają także trenera? Choć nie ma wątpliwości, że reprezentacja grała naprawdę kiepsko. Jednak byłbym sceptyczny wobec gilotynowania Beenhakkera od razu. Poczekajmy na wyniki następnych meczów, być może odrobimy poniesione straty, bo powołanie kogoś nowego wcale nie musi okazać się dobrą receptą.