Polityka to też praca. Wynagradzana - zdaniem posłów - średnio. Zwłaszcza w stosunku do oczekiwań i pokus. Na dodatek tak samo pewna jak zatrudnienie w jakimś powiatowym kombinacie. Tzn. pewna do czasu układania następnych list wyborczych. A o ich układzie decydują władcy udzielni, dla przyzwoitości nazywani przewodniczącymi bądź prezesami. Ponoć demokratycznie wybranymi.

Reklama

>>> Jarosław Kaczyński buduje arkę przetrwania

Od pewnego czasu Jarosław Kaczyński wysyła swoim posłom jasny sygnał: nie podoba się, to sio! Wprawdzie wszystkim w PiS się nie podoba - bo bałagan, bo brak dyskusji wobec najgłupszych pomysłów władz, bo stosunki międzyludzkie są coraz mniej przyjemne. Brak wreszcie tego zapału, który cechował tę partię jeszcze półtora roku temu.

Wszystkim więc się nie podoba, ale mało kto skorzysta z oferty "sio". Wojciech Mojzesowicz może sobie na to pozwolić, bo jako właściciel wielkiego gospodarstwa rolnego ma z czego żyć. Przeciętny poseł nie ma tego luksusu. Wybiorą przeczekanie, taki partyjny survival.

Reklama

>>> Mojzesowicz odszedł z PiS. I zniknie

W tym kontekście widać, ile warte są postulaty PO, by całkowicie uzawodowić parlament. Chcecie dać więcej władzy partyjnym bonzom? Proszę bardzo. Szczytem naiwności jednak będzie oczekiwanie, że nasza demokracja będzie lepsza, uchwalane prawo doskonalsze, a administracja zacznie działać na zachodnioeuropejskim poziomie.

Ta patologiczna relacja między liderem partii w roli jedynego pracodawcy a członkami ugrupowania jako chłopami pańszczyźnianymi występuje też w PO. Trudno nawet ocenić, czy w mniejszym, czy w większym stopniu. Bo PO jako partia władzy ma nieporównanie więcej "konfitur" niż cała opozycja. Z drugiej strony do takiej partii ciągną tłumy oportunistów, więc może być większa konkurencja.

Reklama

W końcu jeśli zabrakło głosów, by dostać się do parlamentu, to chociaż dobrze by było zostać dyrektorem jakiegoś ośrodka ruchu drogowego (to ulubione miejsce mniej lotnych polityków).

Dawno już pisano o tym, że partie zamieniły się w prywatne folwarki. Ale dopiero kryzys unaocznił, jak bardzo folwarczne stosunki panują w naszej polityce.