Niby nic odkrywczego, a boli. Bo lubimy dobrze o sobie myśleć - że niby bliżej nam do standardów zachodnich niż kremlowskich czy latynoamerykańskich.

Ale nie. Kolejni kacykowie, dla estetyki przezwani prezesami, premierami bądź ministrami, za nic mają własne deklaracje o państwie prawa, demokracji i wolności. A tymi frazesami raczą nas wszak co minutę.

Reklama

Rzeczywistość jest jednak taka jak doniesienia z jednego tylko numeru DZIENNIKA (to źródło akurat było pod ręką, ale równie dobrze dałoby się zrobić tę wyliczankę w oparciu o inne). Punkt pierwszy - rząd próbuje zabrać obiecane pieniądze uniwersytetowi. Oficjalnie z jakichś tam powodów - bo inne uczelnie też chcą, bo oszczędności itd.. Mało kto w to wierzy, wiekszość żyje przekonaniem, że to zemsta za książkę pewnego absolwenta tejże uczelni. Nie zapominajmy, że to pieniądze podatników, nie rządu.

Punkt drugi - prokuratura zaczęła badać, czy w innej książce historycznej (wydanej rok temu) nie złamano prawa przez ujawnienie tajemnicy państwowej. A jak ujawniono to co? Dwóch doktorów historii do ciupy? Książkę na przemiał? Nawiasem, chyba jednak nie ujawniono, bo autorzy spodziewając się takiego obrotu spraw, zdążyli załatwić całkowicie legalną podkładkę.

Reklama

Ta sama prokuratura jakoś nigdy nie zbadała dlaczego bohater książki - mowa o celebrowanym od niedawna eksprezydencie Lechu Wałęsie - nie oddał tajnych akt, o których mowa w owej pracy. Bo je sobie wziął, a potem amba je zjadła. Tak samo ta odważna prokuratura nie potrafi wyjaśnić sprawy nielegalnego finansowania kampanii wyborczej pewnego znanego polityka partii rządzącej. Ani tego, gdy tenże poseł raz za razem obraża wysokiego urzędnika państwowego. A ja pamiętam, że za Aleksandra Kwaśniewskiego prokuratorom udało się skazać kilku szarych obywateli za obrazę głowy państwa.

No i punkt trzeci - ABW bada billingi dwóch dziennikarzy, którzy ujawnili kretyński raport tej instytucji na temat ostrzelania polskiego prezydenta w Gruzji. To ten "dokument", z którego wynikało, że Rosjanie się tylko bronią, a Gruzini napadają. To jasne, że instytucja bada wyciek, ale dlaczego od razu robi to tak, żeby załatwić porachunki polityczne z konkurencją. Bo winni mają być oczywiście ludzie od prezydenta.

Ktoś może powie, że to policyjne państwo. Otóż nie! Gdyby tak było, to byśmy nie czytali w tym samym numerze gazety o blamażu z budową autostrad. Państwo policyjne dla efektu zrobiłoby pokazówkę i machnęło ze sto kilometrów dwupasmówki. Ale nasi kacykowie, wszechwładni od wyborów do wyborów, tego nie potrafią. Ich perspektywy i aspiracje - dotyczy to wszystkich od prawa do lewa - najczęściej ograniczają się do wygryzienia i zagryzienia konkurentów. Reszta ma znaczenie drugorzędne.