Dziesiątki tysięcy zwolenników prezydenta Ahmadineżada, zwycięzcy piątkowych wyborów, manifestowało w Teheranie radość z jego wiktorii. Główny oponent twierdzi jednak, że wybory zostały zmanipulowane. Jaka jest prawda? Nie dowiemy się nigdy. Może Ahmadineżad wygrał uczciwie, może nie. Problem w tym, że nie można już ufać irańskiej demokracji, jej elekcjom, oficjalnym i nieoficjalnym rezultatom. W Iranie nie można ufać nikomu.
Republika islamska nie jest tyranią. Owszem, wprowadziła rozwiązania nieakceptowane z punktu widzenia zachodniej demokracji, ale i tak w przeciwieństwie do większości krajów regionu odbywały się tam w miarę wolne wybory i dotychczas nie kwestionowano ich wyników. Prawda, nie każdy mógł w nich stawać, kandydatów akceptuje Rada Strażników czuwająca nad islamską czystością. Skoro jednak zostali przyjęci, walczyli na uczciwych zasadach. Rada wcale nie wykreślała reformatorów. Jej zgodę otrzymał wszak Mohammad Chatami, największy reformator islamskiej republiki. System był brutalny, ale po swojemu uczciwy.
Coś się jednak zmieniło. Konkurent Ahmadineżada Mir Hosejn Musawi wystąpił z oficjalną skargą, oskarżając go o fałszerstwo. Kto wie, czy nie ma racji.
Ahmadineżad jest bojownikiem drugiej fali rewolucji. Irańskim jakobinem. Uważa, że w imieniu czystości rewolucji warto nawet nagiąć jej zasady. Jego politycznym zapleczem są szyiccy millenaryści czekający na przyjście Mahdiego i powstanie państwa bożego na ziemi. Obsadzał ich na ważnych stanowiskach państwowych. Jego celem politycznym nie jest powodzenie państwa irańskiego, ale zwycięstwo islamu. Ahmadineżad wygrał poprzednie wybory i prawdopodobnie obecne, ponieważ przekonał do swojej wizji doły społeczne. Splunął w ich imieniu na skostnienie rewolucji, korupcję, obrastanie irańskich duchownych w świeckie dobra.
Czy mógł sfałszować wybory? Tak. Ma do tego potrzebny aparat, milionową milicję i Gwardię Rewolucyjną. Cel uświęca środki. Reformatorzy opóźniliby wszak przybycie zbawiciela – mahdiego. To nie żarty, on w to wierzy. Jeśli demokracja, nawet rewolucyjna, przeszkadza – precz z demokracją. Jeśli na drodze zbawienia staną duchowni – precz z nimi.
Na szczęście są jeszcze w Iranie racjonale siły polityczne, które myślą w kategoriach państwa, a nie mitologii: wojsko, najwyższy przywódca Ali Chamenei, administracja. Siły gotowe bronić porewolucyjnego systemu przeciwko irańskim jakobinom. Przeciwko misji Ahmadineżada. Pozostała dla nas iskierka nadziei.