Polska od lat wzywa do energetycznego zjednoczenia Europy, zbudowania takiego systemu dostarczania energii, który wyeliminowałby możliwość rosyjskiego szantażu. Do niedawna europejskie uszy były głuche na nasz głos. Ostatnio pojawiło się jednak światełko w tunelu. Ba, nawet dwa. I nie są to wcale reflektory rozpędzonej lokomotywy.

Europa nie obędzie się bez gazu jako paliwa. To prawda numer jeden. Jest tańszy i czystszy od innych masowych źródeł energii. Musimy jednak stanąć twarzą w twarz z prawdą numer dwa. To Rosja pozostaje dla nas najbliższym i najtańszym dostawcą błękitnego paliwa. Zasoby Morza Północnego są zbyt skromne, a gaz skroplony wymaga budowy wielu terminali i kosztuje więcej. Moskwa mogłaby tylko zacierać ręce na taki obrót spraw. Do niedawna. Trzy dni temu cztery państwa UE i Turcja podpisały umowę na budowę omijającego Rosję gazociągu Nabucco. Dziś zaś komisarz UE ds. energii Andris Piebalgs przedstawi unijny plan regulacji, który stworzy podwaliny pod solidarność energetyczną Unii.

Nie w smak to wszystko Kremlowi, sam jednak podpiłował gałąź, na której siedzi. Stało się to w początku roku, gdy Gazprom odciął za długi dostawy gazu na Ukrainę, a przy okazji do kilku krajów UE. Najboleśniej odczuły kryzys Słowacja i Bułgaria. Nieważne, kto był w tamtym sporze bardziej winny, istotny jest skutek. Państwa sceptyczne do tej pory wobec polskich postulatów solidarności energetycznej, głównie Niemcy, obudziły się ze snu. Nawet tak sprzyjające Rosjanom kraje, jak Austria, Węgry, Słowacja i Bułgaria zaczęły domagać się gwarancji gazowego bezpieczeństwa. Paradoksalnie bowiem Gazprom uderzył w zimie najboleśniej w zwolenników swojej polityki na obszarze UE. Trudno nazwać takie postępowanie inaczej niż strategią samobójczą.

Plan Piebalgsa przewiduje połączenie europejskich sieci przesyłowych i zbiorników w jeden system zasilany z wielu źródeł – transgranicznych gazociągów, terminali morskich, odwiertów. W razie potrzeby umożliwi on dostarczanie surowca do potrzebującego państwa nawet z odległości setek kilometrów. Unijny wentyl bezpieczeństwa miałby powstać do 2014 roku. Jeśli tak się stanie, rosyjskie szantaże na nic się nie zdadzą. Unia będzie na nie odporna.

O ile operacja ta ma szansę powodzenia – potrzebna jest tylko wola polityczna i kilka miliardów euro – w wypadku Nabucco sprawy nie są już tak oczywiste. Na razie nie ma skąd tłoczyć doń gazu. Azerbejdżan posiada go za mało, a Turkmenia i Kazachstan podpisały długoterminowe kontrakty z Rosją. Mogą oczywiście zmienić politykę, ale będzie to trudne i na pewno skonfliktuje Unię z Moskwą. Co innego, gdyby UE udało się wyrwać Iran z międzynarodowej izolacji i puścić do rury jego paliwo. Rosja byłaby wówczas skończona. Tak oto polska inicjatywa solidarności energetycznej krok po kroku przeradza się w... przebudowę świata. Warto się jednak o nią pokusić. Im dalej pójdą unijne plany na gazowym polu, tym bezpieczniejsi będziemy w naszej środkowoeuropejskiej ojczyźnie.