Do rzecznika praw pacjenta wpłynęło z całej Polski łącznie 19 skarg dotyczących braku dostępu do leczenia onkologicznego. Zgłoszenia dotyczyły m.in. Warszawy (sześć zgłoszeń), Gdańska (trzy zgłoszenia), Rzeszowa (dwa zgłoszenia) oraz Dąbrowy Górniczej, Bielska-Białej, Szczecina, Lublina i Wrocławia (po jednym zgłoszeniu). Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia, mówi o kilku przypadkach odmowy podania leku w Centrum Onkologii, które przyjmuje tysiące pacjentów. Kolejny szpital odmawia leczenia choremu w ramach NFZ, jednocześnie oferując ten sam lek, ale w ramach badania medycznego finansowanego przez firmę farmaceutyczną.
Jestem jak najdalsza od bagatelizowania problemu. Dla osoby chorej wybór jest bowiem zero-jedynkowy, bo wie ona, że brak leku może oznaczać najgorsze. Nie uważam również, że za ograniczony dostęp do świadczeń ratujących życie nie odpowiada minister. Zawiedli: państwo, instytucje, urzędnicy i procedury. Chaos wywołany ustawą refundacyjną, potem listami refundacyjnymi odsłonił w pełni słabość aparatu rządowego. A problemy z dostawami niektórych leków tylko to potwierdziły. Sama na łamach DGP wielokrotnie o tym pisałam.
Nie rozumiem jednak, dlaczego resort zdrowia, mając informacje, które świadczą o utrudnionym dostępie do leczenia,choćby nie na skalę masową, w ogóle o tym nie mówi. Minister nie zwołuje konferencji, nie wyjaśnia pacjentom, ale także zwykłym Kowalskim, czy zagrożenie jest faktycznie realne. Wybiera metodę unikania dziennikarzy. A przypadkiem złapany, odpowiada jednym zdaniem.
Ale mleko się rozlało. Mamy więc z jednej strony resort, który jest całkowicie sparaliżowany swoją niemocą, a z drugiej medialną burzę, która tylko nakręca spiralę niepewności. Jako pacjent nie wiem już w ogóle, o co chodzi. Czuję się zdezorientowana, a co gorsze – oszukana. Zarówno przez tych, którzy odpowiadają za kreowanie polityki lekowej, jak i przez nie zawsze odpowiedzialne relacje medialne. Te zamiast uczciwie informować o faktycznej skali problemu, przedstawiają pojedyncze historie. To instrumentalne traktowanie ludzi, którym naprawdę nie zapewniono właściwej opieki.
Reklama
Ministerstwo Zdrowia jak na razie nie wyciągnęło żadnych wniosków z ostatnich czterech i pół miesiąca. Media natomiast tak – znalazły sobie w ministrze Arłukowiczu chłopca do bicia. Tyle że on sam im na to przyzwolił.
Do chóru powoli zaczynają się dołączać politycy opozycji. Ich prawo. Za chwilę zapewne w Sejmie pojawi się wniosek o odwołanie ministra zdrowia ze stanowiska, który zapewne przepadnie. Pytanie tylko, jak to ma faktycznie pomóc pacjentom, zarówno tym walczącym z nowotworami, jak i tym z bardziej prozaicznymi schorzeniami.