Prezes PiS stał obok Ołeha Tiahnyboka, lidera nacjonalistycznej partii Swoboda.

Wspieranie szefa nazistowskiej partii jest rzeczą naganną. Polscy politycy powinni wiedzieć, co mają mówić i z kim się pokazywać, a z kim nie – stwierdził ks. Isakowicz-Zaleski, podając przykład niemieckich polityków, którzy uniknęli zdjęć z Tiahnybokiem.

Reklama

Tak doświadczony polityk nie może nie wiedzieć. Od tego jest jego sztab, żeby mu powiedziano, czym jest banderowski, faszystowski, czerwono-czarny sztandar

Isakowicz-Zaleski podkreślił, że Jarosław Kaczyński nie ma dobrej karty w relacjach z tymi, którzy pamiętają o ofiarach wydarzeń na Kresach. Ksiądz przypomniał, że ofiary Wołynia upamiętnił tylko raz, w 2009 roku. Dodał, że lider PiS nie pojawił się na tegorocznych uroczystościach poświęconych ofiarom ludobójstwa dokonanego przez UPA.

Jeżeli nie chciał iść w tamtym marszu, to dlaczego ja, osoba pochodząca z rodziny pomordowanych, miałbym go teraz wspierać. To jest słaby głos szarego obywatela, żeby politycy uważali z kim się fotografują – tak swoją decyzję o odmowie udziału w marszu PiS 13 grudnia wyjaśnił ks. Isakowicz-Zaleski.

Przyznał, że podczas Pomarańczowej Rewolucji był na Majdanie, ale szybko otrzeźwiał.

Reklama

Decyzje prezydenta Juszczenki nazywa "skandalicznymi". Podkreślił, że ówczesny prezydent Lech Kaczyński długo nie wycofywał swojego poparcia dla niego.

Dopiero moja rozmowa z ministrem Stasiakiem spowodowała, że Lech Kaczyński się z tego wycofał. Juszczenko był oszustem, którego odrzucił własny naród, ale to jest błąd śp. Lecha Kaczyńskiego, który osądzi historia, bo Juszczenko już jest na Ukrainie nikim - stwierdził ks. Isakowicz-Zaleski.