- Ze sceny powiedziałem, że zwracam się do urzędników państwowych obecnych na sali i ich dokładnie miałem na myśli. Nie szeregowych urzędników ale prezydenta i ministrów, których kultura interesuje tylko wtedy, kiedy jest wielka gala i transmisja w telewizji. Czuję niesmak kiedy o tym myślę - mówi Zygmunt Miłoszewski w rozmowie z "Polityką".
Autor głośnego "Gniewu" czy "Ziarna prawdy" odbierając nagrodę, wytknął przedstawicielom instytucji państwowych obecnym na sali: Do różnych urzędników zajmujących się kulturą, którzy dziś przyszli na imprezę ludzi kultury: macie państwo niezły tupet.
Po tych słowach na sali zapadła konsternacja. Na sali był obecny m.in. prezydent Komorowski z małżonką czy też minister kultury Małgorzata Omilanowska.
W wywiadzie z tygodnikiem rozwijał swoją kwestię. Powiedział, że Bronisław Komorowski zamiast wspierać polską współczesną kulturę "organizuje wielkie wydarzenie: czytanie Trylogiii Sienkiewicza".
Jakby chciał za wszelka cenę udowodnić, że kultura to naftalina - mówi Miłoszewski. Jego zdaniem także partia rządząca zaniedbała kulturę, o czym świadczy choćby osoba Bogdana Zdrojewskiego, byłego ministra kultury - którego Miłoszewski nazywa "skrajnie niekompetentnym".
W krytycznej opinii na temat edukacji kulturalnej i wydatków na rozwój kultury pisarz zauważa, że na wybudowanie domów kultury fundusze były, ale teraz brakuje pieniędzy, by włączyć tam światło.
Taka polityka prowadzi do sytuacji, w której Polska jest postrzegana, jako społeczeństwo taniej siły roboczej.
- Spójrzmy na Amazon, największą księgarnię świata. Jesteśmy dla nich za głupi i za biedni, żeby otworzyli tutaj sklep. Ale wystarczająco tani, żeby otworzyć tu magazyn i mieć tanich robotników do noszenia pudełek - mówi Miłoszewski.