Klara Klinger: Jaka była pana pierwsza myśl, kiedy usłyszał pan o rodzicach, którzy uciekli z noworodkiem ze szpitala w Białogardzie – a wcześniej nie zgodzili się na szczepienie dziecka i na jego umycie po porodzie. Z polecenia szpitala ścigał ich sąd.
prof. Zbigniew Szawarski: Szaleństwo.
Kogo?
Wszystkich.
Jak to?
Siedzi przed panią człowiek, który urodził się w domu. Z mojego miasteczka do szpitala było dobrych kilkadziesiąt kilometrów, za to blisko była pani Zuzanna, akuszerka. Moja siostra także rodziła się w domu. Dziś sytuacja się odwróciła: teraz kobiety walczą o prawo do porodu w domu z akuszerką. Oczywiście z dostępem do lekarza w razie komplikacji. Ale bez nacięć, przemycia, ważenia i całej tej medykalizacji. I jeszcze za to płacą.
W Czechach poród w domu jest zakazany.
Bo medykalizacja jest w interesie państwa i profesji lekarskiej. Szpitale prywatne czy kliniki to gigantyczny interes. Ale też wygoda dla rodziców, bo profesjonalna opieka lekarzy gwarantuje większe bezpieczeństwo dziecka.
Kto zatem powinien decydować o tym, jak proces leczenia ma przebiegać?
Od czasów procesów norymberskich obowiązuje zasada świadomej zgody w medycynie. Hitlerowscy lekarze, którzy prowadzili zbrodnicze eksperymenty w obozach koncentracyjnych, nie pytając więźniów o zgodę - byli sądzeni właśnie za to. To było wydarzenie, od którego zaczęto mówić o początku nowoczesnej etyki medycznej. W 1947 r. przyjęto kodeks norymberski, który wprowadził zasadę, że nie wolno prowadzić żadnych badań i eksperymentów medycznych na człowieku bez jego zgody.
Wtedy też pojawiła się w etyce lekarskiej zasada autonomii moralnej pacjenta. To świadomy siebie, swojej sytuacji i swoich perspektyw pacjent decyduje ostatecznie, czy i jak chce być leczony. Ale do czego to doprowadziło? Idei powołania i moralnych powinności lekarza została przeciwstawiona idea praw pacjenta. Stał się on równoprawnym partnerem lekarza w dyskusji o celu i sposobie leczenia. I to pacjent, a nie lekarz ma ostateczne słowo w tej dyskusji. Prawo do autonomii uzyskało równie mocny, niekiedy może nawet mocniejszy, status niż obowiązki lekarza. Dlatego my teraz w szpitalu podpisujemy oświadczenia świadomej zgody.
Ale nie zawsze jest to przestrzegane...
Polscy lekarze nauczyli się, że zasada świadomej zgody to świętość, którą trzeba uszanować. Ale od świadomości, że ona istnieje, do kultury świadomej zgody jest bardzo daleko. W klinikach położniczych nie pytamy rodziców, czy chcą szczepień dla dziecka, tylko są podawane, bo takie są standardy. W USA zanim pacjent dostanie lek, to przychodzi lekarz i mówi: zamierzamy panu podać to i to, czy pan się zgadza? Założenie jest takie: jestem kompetentny i świadomy, więc mogę decydować o sobie.
Dziecko takiej zgody nie może samo udzielić.
I tu się zaczyna problem, bo nie można nic uczynić z dzieckiem – szczególnie w kwestiach medycznych - bez zgody rodziców.
*Zbigniew Szawarski to filozof, etyk, emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN, pracuje w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego – PZH