Jak pisaliśmy w DGP, Ukraińca wpisano do bazy danych SIS, uznając za zagrożenie dla bezpieczeństwa. Niemcy sprawę widzą jednak inaczej. Szeremeta współpracuje z nimi przy ekshumacjach ciał żołnierzy Wehrmachtu, którzy zginęli na Ukrainie w czasie II wojny światowej. Jako dyrektor działającej przy lwowskiej radzie obwodowej firmy ekshumacyjnej Dolia jest dla nich użyteczny.
Politolog, sekretarz międzyresortowej komisji ds. upamiętnień i zarazem wykładowca Politechniki Lwowskiej w wypowiedziach publicznych wielokrotnie zaprzeczał pojawiającym się w Polsce zarzutom o propagowanie nazizmu. Przekonywał, że nigdy nie występował w mundurze SS i nie rozumie, dlaczego polskie władze uznają go za zagrożenie.
Formalnie wjazd – figurującego w bazie danych SIS – Szeremety do RFN jest możliwy. Niemcy mogą mu wydać wizę ograniczoną do terytorium Republiki Federalnej. Równocześnie taki krok jest wizerunkowo fatalny dla Witolda Waszczykowskiego. Okazuje się, że istotne państwo UE nie podziela strategicznych obaw Warszawy. I chcąc nie chcąc, uwiarygodnia osobę, w stosunku do której polski rząd wytoczył ciężkie działa.
Reklama
Jedynym sposobem na wyjście z tej podważającej autorytet państwa sytuacji jest ujawnienie powodów, dla których Szeremety nie wpuszczono do Polski. I tym samym udowodnienie Niemcom, że popełnili błąd, wydając mu wizę. Jeśli Ukrainiec paradował w mundurze SS, MSZ powinno przedstawić zdjęcia. Jeśli decyzja o wstrzymaniu ekshumacji w Kostiuchnówce była podyktowana konfliktem interesów z kierowaną przez niego firmą Dolia, należy pokazać na to dowody. Jeżeli prowadził antypolską działalność również.
Minister Waszczykowski mógł uniknąć tej absurdalnej sytuacji. Wystarczyło po prostu wpisać Szeremetę na narodową listę osób objętych zakazem wjazdu jedynie do Polski, która istnieje przy Urzędzie do Spraw Cudzoziemców. Nie angażując SIS, jakiś trzeciorzędny konsulat RFN w Kijowie nie podważyłby autorytetu państwa polskiego. Dziś brakuje jeszcze tylko tego, by Szeremeta z Berlina wrócił do Lwowa drogą lądową przez Polskę. Gdyby dotarł do przejścia granicznego w Medyce (co jest całkiem możliwe, bo przecież nie ma kontroli na granicy Polska – RFN), Straż Graniczna mogłaby jedynie... wydalić go z Polski na Ukrainę.