Z należnym kamikadze szacunkiem – ale cóż to za wiadomość, że uczestnik absurdalnie niebezpiecznej wyprawy po chwałę wyrwał do przodu wbrew kolegom? Zimowe zdobywanie K2 to czyste wariactwo, generalnie interesujące ludzi z branży oraz wielbicieli niszowych wyzwań ekstremalnych. A tu nagle news, jakby (odpukać!) Lewandowski porzucił piłkę nożną.
Przypomniało mi to narodową histerię po tym, jak Andrzej Wajda dostał Oscara za całokształt twórczości. Należał się naszemu reżyserowi i wypadało się naprawdę cieszyć – ale skala manifestowanych emocji (TVP zrobiła specjalny wieczór poświęcony temu wydarzeniu) rozmijała się z realiami. W końcu Oscar to tylko Oscar, prestiżowa branżowa nagroda, na dodatek przyznawana przez ludzi, których niemal nikt w Polsce nie zna i na oczy nawet nie widział.
Minęły lata, Polska bardzo się zmieniła. Złościmy się na wiele objawów zacofania polskiego względem Zachodu, ale wiemy też, że nie wszystko złoto, co zachodnie. Przybyło nam sukcesów, ubyło kompleksów. Wystarczy zresztą wspomnieć nasze reakcje na ostatnie zimowe igrzyska. Klęska? No klęska, ale trudno, raz na sankach, raz pod sankami, odkujemy się za cztery lata. Igrzyska to po prostu igrzyska, nie lądowanie Marsjan.
Reklama
I nagle – uciekinier z Narodowej Wyprawy na K2. Jak? Dlaczego? Co myślał? Czego nie myślał? Jak to się, nawiasem mówiąc, zbiegło z Narodową Wyprawą do Izraela komisji mającej wyjaśnić, o co naprawdę chodzi Polakom, kiedy ich Sejm przegłosuje, a ich prezydent podpisze ustawę, której Polska (bo nie Izrael) ma nie stosować. Za tę wyprawę warto trzymać kciuki. Jest nadzieja, że skoro wytłumaczą to za granicą, to po powrocie wytłumaczą to również nam.