Oto przykładowa rozmowa z moją trzyipółletnią córką.
– Jestem klólikiem – mówi i skacze po pokoju.
– Uhm – mówię znad laptopa. – Podaj mi, dziecko, tamtą książkę, proszę.
– Ej! Przestań! Nie jestem dzieckiem, tylko klólikiem – denerwuje się dziecko i w związku z tym nie podaje książki, bo króliki nie mają rączek, książki są dla nich za ciężkie itp., itd.
– Aha! – w głowie kiełkuje mi genialny pomysł na zwiększenie ilości witamin w diecie dziecięcia. – A co takiego jedzą króliki?
– Malchewkę jedzą – mówi z pogardą dziecko, bo przecież każdy głupi to wie.
– To słuchaj, ja ci dam marchewkę z lodówki, co, króliku?
– Nie.
– Ale przecież jesteś królikiem, tak? A króliki jedzą marchewkę, czyż nie?
– Jedzą.