Robert Mazurek: Wschód w ogóle ma specyficzne podejście do wyborów.
Micha Potocki: Najbardziej kreatywne, czasem wręcz niesamowite sposoby prowadzenia kampanii są na Ukrainie, gdzie pompuje się ogromne, nieporównywalnie większe od naszych, pieniądze.
I to w kraju, umówmy się, dość biednym.
Biedni ludzie, ale bogate elity, które wiedzą, że pieniądze, jakie można zdobyć, jak się już zostanie deputowanym, są ogromne. Dlatego w ukraińskie kampanie ładuje się tyle pieniędzy, że tylko Stany Zjednoczone mogą się równać.
A Rosja?
A tam po co wydawać, skoro wszystko jasne? Wybory są fejkowe, a na Ukrainie nie. Stąd, prócz pieniędzy, przeróżne pomysły i sztuczki wyborcze, jak choćby wystawianie dublerów. I tak, jeśli w jakimś okręgu kandyduje przeciwko nam Iwan Melnyk, to wyszukujemy trzech innych Iwanów Melnyków, bo ktoś się na pewno pomyli. W ostatnich wyborach prezydenckich startował Jurij Tymoszenko, który był na liście tuż za Julią Tymoszenko i kilka procent ludzi się na to nabrało.
Kim jest pan Jurij?
To szeregowy deputowany, który wszedł do parlamentu w ten sam sposób – ktoś wystawił bezrobotnego kierowcę ze względu na nazwisko.
U nas był tapicer Łukasz Tusk.
Ale on się dostał do Sejmu psim swędem, a Tymoszenkę specjalnie wystawiono. Na Ukrainie wielokrotnie bywały przypadki, że taki dubler pozbawiał mandatu człowieka, którego miał udawać. W kilku okręgach kandydowali ludzie, którzy nie zdobyli żadnego głosu – nawet oni nie głosowali sami na siebie! A czy ty wiesz, że na Ukrainie niektórzy przed wyborami specjalnie zmieniają nazwisko?
Jak to?
W wyborach prezydenckich kandydował Wasyl Protywsich, czyli „przeciw wszystkim”, emeryt z Iwano-Frankowska, który zmienił nazwisko, licząc, że ludzie mający dość polityków wybiorą jego.