Zapytałem znajomych - prawie każdy wiedział, co to za strona ten pudelek i prawie każdy raz na jakiś czas tam zagląda. Mnie jednak kolejne wizyty raczej nie grożą, a największe wrażenie robi nazwa portalu. Przecież ten, kto wymyślił pudelka, trafił w dziesiątkę. Bo cały ten rozrastający się w szybkim tempie kult rodzimych celebrytów przypomina wystawę pudli właśnie.

Zachwyceni państwo czeszą swe małe pociechy, wpinają im w błyszczące kudły wymyślne kokardki, uczą, jak najwdzięczniej zaprezentować się na wybiegu. Pudelki karnie wykonują najbardziej absurdalne polecenia. Ten, który wypadnie najbardziej malowniczo, choć często i groteskowo, wygrywa. A zachwycony właściciel zgarnia kolejne trofeum do domowej kolekcji.

Jeśli popatrzeć z bliska na mechanizmy rządzące tym światkiem, okaże się, że są niezwykle proste. Nie trzeba kończyć aktorskich szkół, żeby "zagrać" w jednym, drugim, a potem trzecim serialu. Skoro każda stacja telewizyjna w Polsce ma własnego tasiemca, a jeśli nie mydlaną operę, to kryminał albo rozpisaną na odcinki opowieść o romantycznej miłości, kimś to wszystko trzeba obsadzić.

Najłatwiej zorganizować tuzin castingów i tą drogą wyłonić wykonawców. Castingi dyplomowani aktorzy traktują jak koszmar. Nie tylko dlatego, że często traktowani są przez telewizyjnych selekcjonerów jak owe pudelki. Niezbyt przyjemnie jest przegrywać, a porażka z długonogą modelką, która co prawda o aktorstwie nie ma pojęcia, ale zapragnęła coś sobie zagrać i wpadła w oko producentowi - boli jeszcze bardziej. Choćby dlatego, że młoda aktorka tuż po szkole wie, że umie dużo więcej od zwycięskiej konkurentki, więc spotkała ją zwyczajna niesprawiedliwość.

Ale telewizyjny biznes w Polsce nie potrzebuje profesjonalistów. Owa modelka czy domorosła piosenkarka będą jak znalazł. W pracy zrobią bez szemrania prawie wszystko, nie stawiając niepotrzebnych pytań. A gdyby nawet się zapomniały i były zbyt dociekliwe, reżyser - stary fachura - szybko przywróci je do pionu. Gdyby miał do czynienia z zawodowcem, byłoby znacznie trudniej.

A potem dla długonogiej modelki otwiera się nieznany wspaniały świat, nowe bajkowe życie. Bankiety, rauty, sesje. Premiery, gale, wernisaże. Każdy chce mieć wśród gości "aktorkę serialu xxx", wtedy zainteresowanie mediów będzie zdecydowanie większe. I tak samonapędzająca machina zostaje wprawiona w ruch. Nasza bohaterka zachwycona przychodzi na bankiet. Paparazzi pstrykają fotki na potęgę, a ona najpierw udaje, że się opędza, a za chwilę już pręży przed obiektywami - cóż takie jest życie gwiazdy.

Zdjęcia trafiają do kolorówek lub tabloidów. Zdobią tam wstrząsające historie z cyklu "od zera do bohatera" lub - jeszcze lepiej - o nowym romansie albo burzliwym rozstaniu. Czasem też dobrze z lubością zaciągać się papierosem albo wyjść z modnego klubu chwiejnym krokiem. Można być pewnym, że usłużni łowcy sensacji zrobią swoje. Niby poirytowana gwiazdeczka bąknie coś o naruszeniu prywatności, ale w gruncie rzeczy i jej na rękę jest, że interes się kręci. Tak właśnie zostaje się celebrytem.

Reklama

Poza bywaniem tam, gdzie trzeba, dobrze jest też załapać się do telewizji. Serial to serial, rzecz podstawowa. Najlepiej jednak błysnąć dodatkowymi umiejętnościami. Na pierwszym miejscu jest taniec - dobrze więc już na początku kariery zacząć modły o to, by producenci "Tańca z gwiazdami" zadzwonili. Można też zaśpiewać, a potem płyty, koncerty, autografy. W końcu Agnieszka Włodarczyk sama jeszcze niedawno nie zdawała sobie sprawy, że nie aktorka w niej siedzi, a piosenkarka. Wygrała program w Polsacie i nagrywa płytę. Gratulacje!

Odważniejsi nie boją się ryzyka. Są przecież reality show, a w nich nieograniczone możliwości. Dziewczyny z "Big Brother 4.1" stawiają wszystko na jedną kartę. Wydaje się, że tak bardzo dbają o higienę, że większość czasu spędzają pod prysznicem. A tam prężą się i wyginają, jakby swoje malutkie występy dedykowały bonzom z wiadomej branży. Wiedzą zapewne, że "Playboy" do nich nie przyjdzie - to już przywilej wybranych. A mocna rozbierana sesja też nie pozwala, by o kimś zapomniano.

Redaktorzy pudelka nie będą w najbliższym czasie narzekać na brak zajęć. Rodzimi celebryci do tego nie dopuszczą, bo dbają o własny interes. To nieuchronna kolej rzeczy, więc nie ma sensu się burzyć. Media na nowo umeblowały nam świat show-biznesu, prawdziwym artystom zostawiając miejsce w pojemnej, ale jednak niszy. Dziś liczy się nowa fryzura Edyty Herbuś, taneczno-miłosne wyczyny Kasi Cichopek, Anna Mucha w podróży do USA.

O nowych rolach prawdziwych aktorów mówi się i pisze jakby mniej i tylko w miejscach do tego przeznaczonych. W autobusie słychać rozmowy o Dodzie i Mandarynie, a nie Lindzie i Gajosie. I pewnie tak ma być, bo na co Januszowi Gajosowi popularność Rubika czy Wiśniewskiego - już w samym takim zestawieniu jest coś niestosownego.

Telewizje, tabloidy i kolorówki podsuwają nam przed oczy alternatywną rzeczywistość. Coś w rodzaju matriksu, w którym liczy się tylko to, co ładne i błyszczące. Hodowla pudli trwa. Dla wybranych jest nisza Janusza Gajosa. Zaręczam, całkiem niezłe miejsce.