Obejrzałem transmisję telewizyjną z posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia z wystąpieniem pani minister Ewy Kopacz. Zaraz mi się skojarzyło, a im dłużej pani minister mówiła, tym skojarzenie było wyraźniejsze. Z czym?

Reklama

A z poradą domową, udzieloną przez Antoniego Słonimskiego na łamach „Kuriera Polskiego” prawie 88 lat temu, bo 1 kwietnia 1920. Cytat: „Co podać do stołu, gdy przyjdą goście, a w domu nic nie ma? Świeżo upieczoną indyczkę pokrajać w plasterki, wyłożyć na półmisek, ubrać kaparami i sałatą z pomidorów. Funt łososia, trzy pudełka sardynek, szczupaka na zimno, pasztet ze zwierzyny i kilka śledzi marynowanych, zimne mięsa - rozłożyć na półmiskach i rozstawić na stole. Kilka butelek wódki i wina, trochę owoców, czarna kawa i likiery - i ta zaimprowizowana naprędce kolacyjka zadowoli najwybredniejsze gusta”.

Prawda, że to bardzo podobne? Program naprawy systemu zdrowia pani minister Kopacz, przełożony z polskiego na nasze, przybliżony wyobraźni przeciętnego Polaka, mógłby mieć tytuł - jak wydać bankiet na 120 osób, nie wydając pieniędzy.

Jedyne dodatkowe pieniądze, jakie znaleziono w systemie zdrowia, to te, które rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski wydał na filiżankę porcelanową dla lekarza, który operował jego matkę. Z tego powodu podniosły się głosy, że Kochanowski musi odejść. Ale kiedy odejdzie, nie będzie mógł kupić kolejnej filiżanki i resort zdrowia nie znajdzie rezerw na refundację reformy. Chyba że ktoś inny dokupiłby do tej filiżanki srebrną łyżeczkę.