"Ho, ho... Koty... Koty były takimi jakby psami, ale złymi.”
"A dlaczego złymi? Nie chciało im się szczekać w nocy, gryźć na podwórku dzieci, rzucać się na siebie nawzajem i kraść jedzonka ze śmietnika?”
"Gorzej. Koty pozornie były od psów o wiele milsze.”
"To dlaczego...”
"No, dlatego, że kotami opiekował się pan Kaczyński. Nawet odebrał nagrodę "Koci herszt roku 2008”. I jeszcze pan drugi Kaczyński był. Oni razem robili wszystko źle i przeciw wszystkim. Opowiadałem wam o nich, teraz śpijcie.”
Zrobiło się cicho. Wychodziłem już z pokoju, gdy spod kołderki rozległ się cichy głos:
"To ten pan Kaczyński, co to mamusia zawsze mówi: Grzeczni bądźcie, bo przyjdzie Kaczyński i was zje?”
"Tak, kochanie. A największymi pomocnikami tych panów byli Alik i Rudolf. Tak zwani POżercy. Tylko że PO nie dało sobie w kaszę dmuchać. Wynajęli takiego pana dobrego, który zrobił z tych kotów popiół. Szefował komisji Przyjazne Państwo.”
"I teraz mamy przyjazne państwo?”
"Mamy bardzo przyjazne. Ludziom się żyje lepiej. Wszystkim. I pieskom...”
"A pisom?”
"Pisom nie, nigdy w życiu. Bo to były koty, tylko się przebierały za psa. Ale PO wynajęło satelitę i ten satelita na te niby-koty spadł”
"I co było potem?”
"Popies. A teraz idźcie spać, bo wiecie, kto przyjdzie.”