Wyobraźmy sobie taką scenę. Jest jesień 2020 r., prezydent Rafał Trzaskowski w gronie współpracowników zastanawia się nad podpisaniem ustawy – ósmej transzy pomocy dla ofiar pandemii.
Przecież muszę to zrobić – mówi do Romana Giertycha, który w ramach "bezpartyjnej prezydentury” obiecanej Szymonowi Hołowni, jest prezydenckim ministrem, pierwszym prawnikiem kancelarii.
– Wcale nie. Sondaże są dla nas korzystne. Zrobimy z Senatem referendum na temat twojego projektu pomocy. Ludzie są zmobilizowani. Szymon wyprowadzi ich na ulicę.
Mnie się zdaje, że takiej awantury Polacy nie chcą – wzdycha Trzaskowski.
Reklama
A nie pamiętasz, co ci zrobili? Jak cię szarpali w TVP Kurskiego. Nadchodzi czas zemsty – woła w uniesieniu mecenas Giertych.
A teraz wyobraźmy sobie inną scenę. Jest jesień 2020 r., prezydent Andrzej Duda przyjmuje w pałacu namiestnikowskim Ryszarda Terleckiego, wicemarszałka Sejmu i szefa klubu parlamentarnego. Ten przyszedł namawiać go na podpisanie ustawy, która zmusi zagraniczne koncerny do wyprzedaży połowy udziałów w mediach. Terlecki jest regularnie wysyłany do prezydenta, bo prezes PiS Jarosław Kaczyński wie, że głowa państwa szczególnie go nie lubi, jeszcze z czasów trudnej współpracy w Krakowie.
– Ale przecież będą protesty. Oni to zaskarżą do sądów, do trybunałów – wzdycha Andrzej Duda.
Teraz jest taka sytuacja na świecie, że nikt na to nie zwróci uwagi, tak uważa Jarek – zapewnia Terlecki.
– Ale jako prawnik… Tam są takie przepisy...
– A nie pamiętasz, co ci zrobili, jak cię szarpał ten szmatławy "Fakt”. Wygraliśmy wszystko. Nie możemy się teraz cofnąć – upiera się wicemarszałek.
Nie wierzcie w to