Z pozoru wszystko wydaje się przebiegać jak należy. Kryzys na naszej wschodniej granicy sprawił, że Mateusz Morawiecki szczelnie wypełnił swój grafik wizytami zagranicznymi.
"To jeszcze raz krótkie podsumowanie wczorajszego dnia [premiera]: 4.00 pobudka, 5.30 wylot, 8.00 Tallin, 11.30 Wilno, 14.30 Ryga, 17.30 Warszawa, 19.45 granica, 20.30 Rada Medyczna, 22.00 wyjazd z Krynek, 00.00 powrót do domu" – chwalił niedawno swojego przełożonego na Twitterze Michał Dworczyk.
W kolejnych dniach Morawiecki spotykał się z liderami państw Grupy Wyszehradzkiej, prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, premierami Chorwacji i Słowenii, kanclerz Angelą Merkel i przyszłym kanclerzem Olafem Sholzem, wreszcie – z premierem Wielkiej Brytanii Borisem Johnsonem. Intensywność spotkań imponująca, ale ważniejsze od liczby rozmów jest to, co premier chce przekazać. I tu zaczyna się problem, bo polskie stanowisko nie jest do końca jasne.