Lech Kaczyński trzy lata temu wygrał wybory wbrew tym - według ministra Kownackiego - nieprzychylnym mediom. To by oznaczało, że społeczeństwo raz daje się manipulować mediom, a raz nie, ale mnie takie wytłumaczenie nie przekonuje. Uważam po prostu, że media nie są tak wszechwładne, jak to usiłuje się przedstawić, i nie można obciążać ich odpowiedzialnością za polityczne niepowodzenia.

Reklama

Między 2005 a 2008 rokiem niewiele się zmieniło. Dziennikarze tak samo, w dużym stopniu rzetelnie, relacjonują wydarzenia polityczne. Przyznaję jednak, że w dużych ośrodkach medialnych sympatii dla Lecha Kaczyńskiego nie ma zbyt wiele. Dlaczego? Nie z powodu układów i oligarchów. Prezydent po prostu nie daje się lubić. Są politycy - jak choćby Donald Tusk - którzy dają się lubić. Wobec takich polityków media mają pewnie nieco więcej wyrozumiałości i cierpliwości. Z tych, którzy mediów nie rozumieją i nie lubią, dziennikarze chętniej będą się natrząsać i trudno mieć o to pretensje.

Lech Kaczyński w bezpośrednim kontakcie bywa zwyczajnie przykry. O tym, jak potrafi być niemiły, przekonała się nie tylko Monika Olejnik podczas słynnego wywiadu w Brukseli. Doświadczają tego wszyscy dziennikarze: prezydent jest drażliwy, nie lubi, jak mu się przerywa i zadaje trudne pytania. Uważa to za obrazę majestatu. Tak jak wielu polityków - z różnych partii - prezydent nie zrozumiał dotąd istoty mediów, choć sam przecież walczył o wolność słowa. Media są dla Lecha Kaczyńskiego dobre, dopóki go nie krytykują. Każda krytyka zaś oznacza, że dziennikarz reprezentuje jakieś układy i interesy.

Warto jednak zrozumieć, że ani prezydent nie jest po to, żeby dziennikarze go lubili, ani dziennikarze nie są po to, żeby być lubianymi przez polityków. Trzeba nawzajem rozumieć swoje role i podchodzić do nich z szacunkiem. Decydujące okaże się bowiem to, jak opinia publiczna będzie postrzegać Lecha Kaczyńskiego, a nie jak przedstawią go media. Jedno z drugim nie jest tożsame, czego wybory 2005 roku dowiodły najlepiej. Niestety, niepowodzeniami najprościej obarczyć kogoś innego, nie siebie. Drzazgę w oku bliźniego łatwiej dojrzeć, niż belkę we własnym.

Reklama