Nie mogę się zgodzić z tezą Piotra Kownackiego – szefa prezydenckiej Kancelarii – że to dziennikarze odpowiadają za słabe notowania Lecha Kaczyńskiego. Czuję się wręcz osobiście urażony oskarżeniami, że dziennikarze postępują nieetycznie, niesprawiedliwie i że stosują podwójne standardy względem premiera i prezydenta. Sam bardzo dbam o to, aby obie strony politycznego sporu – Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska; PiS i PO – traktować tak samo. Wystarczy przypomnieć, jakie gromy spadły na mnie i Tomasza Sekielskiego po programie, w którym ujawniliśmy dziwny amerykański incydent z przeszłości aktualnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. Co by nie mówić, nie był to program podlizujący się rządowi Donalda Tuska.

Reklama

Natomiast muszę się zgodzić, że zdarzają się media, w których wnikliwy obserwator może zauważyć pewien przechył w którąś ze stron. Nie należy jednak odpowiedzialnością za ten stan obarczać dziennikarzy. To jest tak jak na jakimś raucie: wchodzimy na salę i pewne osoby od razu wydają się sympatyczne, a do innych nie chce nam się zbliżać. W trakcie wieczoru jednak często okazuje się, że osoba pozornie sympatyczna to prawdziwy gbur, natomiast ten, do którego nie chciało nam się podejść okazuje się fantastycznym rozmówcą. Otóż premier Tusk powszechnie znany jest jako osoba sympatyczna zarówno w pierwszym, jak i w drugim wrażeniu. Lech Kaczyński natomiast zyskuje dopiero przy bliższym poznaniu. Cóż z tego, skoro sam odcina się od dziennikarzy, obraża się na nich, decyduje z kim będzie rozmawiał, a z kim nie. Ja nie dostąpiłem tej przyjemności od co najmniej dwóch lat. Taka taktyka nie sprzyja sympatii mediów.

Jest jeszcze kwestia emocji, które zbyt często biorą górę w działaniach prezydenta. Pamiętam sytuację, kiedy Donald Tusk został przyłapany na żuciu gumy w obecności Angeli Merkel. Ani on, ani jego otoczenie nie zareagowali na krytykę. Sprawa rozmyła się zanim na dobre się zaczęła. Tymczasem wystarczy żeby byle szeregowy poseł koalicji napisał jakieś głupstwo na blogu, a już Kancelaria Prezydenta zapowiada pozew. Wystarczy, żeby podrzędne niemieckie pisemko zrobiło sobie niesmaczny żart, a prezydent odwołuje międzynarodowe spotkanie. I to jest dopiero news. Wydaje mi się, że tu tkwi problem złych relacji Lecha Kaczyńskiego z mediami: że nie potrafi on oddzielić polityki od emocji. Woli się obrazić, niż dać się poznać jako sympatyczny, otwarty i dowcipny człowiek, jakim kiedyś był.

Natomiast Panu Kownackiemu przypomnę słowa Henry’ego Kissingera: polityk, który idzie na wojnę z mediami powinien na wizytówce napisać sobie jedno słowo – idiota.