Na przykład nieodmiennie bawi mnie nazywanie zapłodnienia in vitro "leczeniem niepłodności". Przecież jako żywo, nawet po udanym zabiegu, kobieta nadal nie jest "wyleczona" i jak nie mogła, tak nadal nie może począć dziecka w naturalny sposób. Ale ten drobny spór o nazewnictwo to detal.
Oto usłyszałem niedawno, że bodaj Manuela Gretkowska przekonywała (a już na pewno podchwyciła to jedna z posłanek PO), do jak najszerszego rozpowszechnienia in vitro, bo inaczej nie będzie miał kto na ZUS łożyć. Innymi słowy, musimy mieć wiele dzieci, ponieważ społeczeństwo się starzeje, koszty opieki zdrowotnej dla emerytów rosną i ktoś musi na to wszystko zarobić. A więc, skoro jest za mało dzieciaków poczętych naturalnie, to trzeba ich dorzucić. Logiczne.
Swoją drogą jest to takie samo mało eleganckie rozumowanie, jakie kilka miesięcy temu, przy okazji ustaw emerytalnych, zaprezentował Jan Pospieszalski - dziecko jako gwarant naszego komfortu, robotnik na emeryturę rodziców. Różnica jest taka, że wtedy Pospieszalski żartował (moim zdaniem niezbyt udanie, ale można się spierać), a mimo to został przeczołgany przez "Gazetę Wyborczą" i musiał wielokrotnie przepraszać oraz urażonej wiceminister pracy kwiaty posyłać, a teraz Gretkowskiej włos z głowy nie spadnie. Nie wiem, czy dlatego że jest kobietą, czy dlatego że liberałką, ale nie spadnie. Zostawmy jednak podwójne standardy mediów i przyjrzyjmy się na zimno argumentacji Gretkowskiej.
Otóż jeśli tak bardzo jako naród potrzebujemy dzieci, że troszczymy się nawet o te potencjalne, jeszcze nawet niepoczęte, to przede wszystkim powinniśmy zadbać o uszczelnienie przepisów aborcyjnych. Jeżeli wierzyć feministkom (ja akurat w tej kwestii niespecjalnie im ufam, ale pani Gretkowska pewnie tak), to rocznie dokonuje się w Polsce stu, dwustu tysięcy nielegalnych aborcji. W porównaniu z kilkoma tysiącami zabiegów in vitro mamy do czynienia z procederem kilkadziesiąt razy większym.
A przecież każde dziecko na wagę złota! Każda niezapłacona składka do ZUS-u niepowetowaną stratą, narodowym dramatem. Jakże więc, z jednej strony kruszymy kopie o kilka tysięcy małych Polaków - robotników, którzy nie powstali, a mogliby, a z drugiej strony setki tysięcy tych, którzy już powstali, mają zginąć, nie zarobiwszy na emeryturę Gretkowskiej ani złotówki?! Nie może być. Pani Manuelo, szable w dłoń!