Lekko przestarzały dowcip z letniego sezonu politycznego głosił, że notowania PO spadły, bo Jarosław Kaczyński wyjechał na urlop i zamilkł. Kiedy tylko wrócił i publicznie zabrał głos, akcje Platformy poszybowały w górę. Nie wiem, czy w PiS znalazł się odważny, który opowiedział tę anegdotę prezesowi. Ale bezsporne jest to, że duża część poparcia dla partii Tuska bierze się z niechęci i wrogości do PiS. Jeśli więc Jarosław Kaczyński myśli o powrocie do władzy, musi zacząć zmieniać dotychczasowy wizerunek kłótliwej, hałaśliwej i przeczulonej na swoim punkcie partii.
Dotąd ta oczywista prawda w ogóle nie przebijała się do świadomości PiS-owskiej wierchuszki. Honor, godność i cześć prezesa, w jego własnym przekonaniu nieustannie atakowana, były wartością nadrzędną. Żaden, domniemany czy prawdziwy, atak nie pozostawał bez odpowiedzi. Żadna okazja przyłożenia rywalowi nie była marnowana. A na ołtarzu świętej wojny z Platformą składane były coraz to nowe ofiary.
Do młodszej, mentalnie i generacyjnie części PiS ta prawda dotarła już dawno. Pytanie numer jeden przed sobotnim kongresem PiS brzmi: czy dotarła też do Jarosława Kaczyńskiego? Wbrew obiegowym opiniom odpowiedź wcale nie musi brzmieć: nie.
Sygnały zmian docierają na razie z innego kierunku. Z Pałacu Prezydenckiego. Wymiana twarzy w otoczeniu prezydenta, przeprosiny za dożynkową wpadkę zamiast ataku na media i wielotygodniowych dąsów prowadzą do wniosku o ewidentnej zmianie kursu. Lech Kaczyński ma się jawić jako bardziej wyluzowany, pozbawiony zacięcia i zdystansowany. Na ile udaje się osiągnąć ten efekt, to zupełnie inna sprawa. Ale zmiana jest i może być zapowiedzią innej polityki także w partii, czyli w naturalnym zapleczu Lecha Kaczyńskiego.
Jeśli więc Jarosław Kaczyński myśli poważnie o poszerzeniu elektoratu, poza ten betonowy, musi się otworzyć na nowe grupy. W pierwszej kolejności powinien zmienić podejście tych ludzi PiS, którzy się w mediach pojawiają. Bo póki co są przewidywalni. A gdyby zaczęli nagle prezentować nieco inny punkt widzenia? Gdyby dopuścili inne argumenty poza własnymi? Wówczas byłaby szansa, że ktoś zastanowiłby się nad ofertą samej partii. A nie odwracał się na pięcie zrażony kłótliwym zachowaniem posłów tej formacji.
Wszelkie zmiany są ewidentnie obmyślane pod zbliżającą się kampanię prezydencką. Jarosław Kaczyński ma świadomość, że o powrocie do władzy nie ma co myśleć. I w najbliższych wyborach parlamentarnych nie będzie w stanie sięgnąć po sejmową większość. Celem numer jeden jest więc reelekcja Lecha Kaczyńskiego. I oto odpowiedź, dlaczego zmiana wizerunku zaczęła się właśnie w Pałacu Prezydenckim.