Minister sprawiedliwości wszedł na wojenną ścieżkę z najbardziej prominentnymi środowiskami sędziowskimi. Chyba tego się nie spodziewał, bo pierwsze reakcje na proponowane przez jego resort zmiany w ustawie o sądach były pozytywne. Samo ministerstwo chwaliło się, że to największe zmiany od 1989. Mniej biurokracji, prostsza struktura, ocena pracy sędziów. Miało być pięknie, a tu nagle buczenie ze strony sędziowskiej elity. Buczenie nie w przenośni, jak najbardziej dosłownie. Coś, czego nie usłyszał żaden poprzedni szef resortu. Nawet ten, na którym prawnicze środowisko psy wieszało, czyli Zbigniew Ziobro. Andrzej Czuma usłyszał też ostre słowa, że rząd idzie na wojnę z sędziami. Z ust nie byle kogo, bo przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa.

Tak ostro nigdy nie było. Czy dlatego, że Platforma chce położyć swoją łapę na wszystkim? Czy dlatego, że sędziowie egoistycznie bronią swoich ciepłych, wygodnych posadek? Jedno i drugie, ze wskazaniem większej winy ze strony rządu.

Sędziom nie podoba się, że powstanie system oceny ich pracy. Wskazują na braki tego systemu. Te jednak są do usunięcia, zaś sama poprawa jakości pracy sądów jest bardzo potrzebna. Dla zwykłych obywateli prosta sprawa cywilna to wielomiesięczna mitręga, a dla gospodarki niewydolne sądownictwo to jedna z największych barier rozwoju. Środowisko sędziowskie nie było do tej pory największym orędownikiem reformy.

Jednak kilka niekonstytucyjnych zapisów projektu powoduje, że cała reszta przestaje być ważna. Sędziowie stawiają bardzo poważny zarzut, że ich trzecia władza – będąca wszak normą w całym cywilizowanym świecie – będzie podporządkowana władzy wykonawczej. A lepiej już mieć sędziów mało wydajnych niż tak dyspozycyjnych wobec władz, jak ich koledzy z prokuratury.

Czy o to chodziło rządowi? Raczej nie, bo tylko szaleniec porywałby się z motyką na słońce, czyli próbował wywracać zapisy konstytucji. Tym bardziej że wkrótce wybory. A Andrzej Czuma funduje swojemu obozowi konflikt z wpływowym środowiskiem. Idzie drogą minister Barbary Kudryckiej, która uraziła środowiska akademickie. Czy Czuma zatrzyma się sam, czy dopiero wtedy, gdy każe mu szef rządu?