Sejmowi śledczy przesłuchiwali świadka przez około siedem godzin; wieczorem przesłuchanie zostało przerwane, jego kontynuację zapowiedziano na 11 marca. "Cieszę się, że w końcu jest mi dane przemówić przed komisją" - rozpoczął swą wypowiedź Święczkowski. Dodał, że zamierza odpowiedzieć na wszystkie pytania.

Reklama

Na wstępie świadek wniósł jednak o wykluczenie części posłów z komisji, w tym jej przewodniczącego Ryszarda Kalisza (Lewica). Święczkowski wniósł o wykluczenie - poza Kaliszem - także posłów PO: Marka Wójcika, Tomasza Tomczykiewicza i Danuty Pietraszewskiej. W jego ocenie posłowie ci są stronniczy, a niektórzy z nich nie mają wiedzy prawniczej.

Wnioski komisja oddaliła, a Kalisz oświadczył, że wszystkie jego wypowiedzi publiczne mają oparcie w zebranym przez komisję materiale dowodowym. Po przegłosowaniu wniosków o wykluczenie posłów z prac komisji, Święczkowski złożył kolejne wnioski o wykluczenie tych samych posłów z czwartkowego posiedzenia. Te wnioski również nie zostały poparte przez sejmowych śledczych.

Swoją wypowiedź były szef ABW rozpoczął od przedstawienia działalności mafii węglowej. Przestępstwa, jak zaznaczył, miały polegać m.in. na przejmowaniu za bezcen majątku kopalni i wyłudzaniu przez spółki pośredniczące znacznych kwot ze sprzedaży węgla. Dodał, że grupy przestępcze m.in. przekupywały przedstawicieli spółek węglowych oraz zaprzyjaźniały się z politykami i przedstawicielami organów ścigania. "Mafia istnieje i istnieć będzie, dopóki organy państwa nie zaczną pracować w sposób właściwy" - zaznaczył.

Reklama

Mówił także, że w sprawie węglowej istniały przed 2006 r. niepotwierdzone podejrzenia dotyczące m.in. korupcji wysokich funkcjonariuszy państwa, nielegalnego finansowania partii politycznych oraz nielegalnego finansowania kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego.

Mówiąc o postępowaniu, w którego jednym z wątków pojawiła sie osoba Blidy, Święczkowski odniósł się do kwestii narady u ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, w której, oprócz szefa ABW, brali też udział ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, szef MSWiA Janusz Kaczmarek, szef CBA Mariusz Kamiński i prokurator krajowy Tomasz Szałek.

"Premier miał obowiązek, a nie prawo, zwołać takie spotkanie koordynacyjne" - powiedział świadek. Według Święczkowskiego do narady doszło w lutym 2007 r. Dodał, że celem tego spotkanie było właściwe skoordynowanie działań służb specjalnych i prokuratury. Dotyczyło ono najważniejszych postępowań. "W kilkunastu zdaniach omówiłem każde z postępowań" - zaznaczył.

Reklama

Czytaj dalej >>>



"Na pewno nazwisko Blidy nie padło w żadnym szczególnym kontekście, nie było w lutym mowy o żadnych zatrzymaniach i zarzutach, tym bardziej o środkach zapobiegawczych; Kornatowski kłamie" - mówił świadek. Kornatowski zeznał przed komisją we wrześniu ub. roku, że Ziobro i Święczkowski przedstawiali premierowi Kaczyńskiemu plan zatrzymania Blidy w związku z tzw. aferą węglową i "mieli przekonanie, że mają +hiciora+, super fajną sprawę, która będzie medialna".

Święczkowski powiedział też, iż nigdy nie było mowy o zastosowaniu aresztu wobec b. posłanki i on nigdy na ten temat nie rozmawiał. Wskazał, iż biorąc pod uwagę postanowienie wydane przez prokuratora wobec Blidy, wynikało z niego, że prokuratura chce zabezpieczyć paszport b. posłanki. "Wiadomo, że jeśli prokurator występuje o zabezpieczenie paszportu, to bierze pod uwagę zastosowanie wolnościowego środka zapobiegawczego w postaci zakazu opuszczania kraju z zatrzymaniem paszportu" - zaznaczył.

Święczkowski dodał, że wielokrotnie grozili mu bandyci. Odniósł się w ten sposób do zeznań Kornatowskiego, który we wrześniu ub. roku mówił, iż Ziobro już po śmierci Blidy polecił mu zebranie spraw związanych z tzw. aferą węglową, także prowadzonych przez policję. "Argumentem na dokonanie tej kwerendy i analizy była, zacytuję: +potrzeba ratowania Bogusia+, czyli ówczesnego szefa ABW" - mówił Kornatowski.

W swych zeznaniach świadek ustosunkował się też do analizy kryminalistycznej zaprezentowanej w ubiegłym tygodniu przez eksperta komisji dr Michała Gramatykę. Wynikało z niej m.in., że po śmierci b. posłanki przed południem w domu Blidów były lub przewinęły się przez niego łącznie 34 osoby. Ekspert ocenił wówczas, że "im więcej osób na miejscu zdarzenia, tym trudniej zabezpieczyć ślady". Święczkowski zaznaczył, iż duża część tych osób nie była związana ze służbami ani z prokuraturą, tylko była to rodzina bądź ekipy pogotowia. "To, że ktoś poruszał się po mieszkaniu Blidy nie oznacza, że poruszał się po miejscu zdarzenia" - dodał.

Ocenił, że w jego mniemaniu, gdyby Blida nie popełniła samobójstwa, to postępowanie karne wykazałoby, że dopuściła się przestępstw korupcyjnych. Dodał, że fakt, iż zamierzano postawić Blidzie tylko jeden zarzut świadczy o tym, że "nikt w tej sprawie nie naciskał".

"Proszę mieć szacunek do pamięci osoby zmarłej. Jeśli pan mówi o Blidzie, to proszę pamiętać, że ona nie żyje i na pana słowa nie może zareagować" - mówił do świadka Kalisz. Święczkowski odpowiedział: "ani ja, ani pan nie włożyliśmy pani Blidzie rewolweru do ręki". "Jestem przeciwny robieniu z niej bohatera" - dodał.

Wcześniej b. szef ABW wyraził ubolewanie, że Agencji pod jego kierownictwem nie udało się zapobiec samobójczej śmierci Blidy. "Po raz kolejny uważam, że jako b. szef ABW ponoszę moralną odpowiedzialność za to, że moi funkcjonariusze nie zapobiegli tym działaniom Blidy i w konsekwencji jej śmierci" - powiedział.

Czytaj dalej >>>



Dodał, wskazując na artykuły "Gazety Wyborczej" dotyczące tzw. afery węglowej z 2006 i początków 2007 r., że "przekaz medialny wywołuje u ludzi dużo większe problemy psychologiczne niż przekaz związany z działaniem służb".

Zapewnił także, że w związku z zatrzymaniami w sprawie tzw. afery węglowej nie była planowana konferencja prasowa po tych zatrzymaniach, ani przez ABW, ani przez resort sprawiedliwości. Świadek dodał, że w kwietniu 2007 r. prosił szefa katowickiej delegatury ABW, żeby przy okazji zatrzymań nie było "medialnego szumu".

Pytany przez Tadeusza Sławeckiego (PSL) o skuteczność i koszty działań w sprawie Blidy, skoro mimo zaangażowania licznego personelu "niczego nie osiągnięto", świadek odparł: "W moim przekonaniu nasze działania były w pełni zasadne, w pełni skuteczne i realizowane przy zachowaniu wszelkich procedur". Dodał, że nie odpowiada za późniejszych szefów ABW, którzy w przyszłości "może poniosą odpowiedzialność karną, a może i boską".

Zapytany o szybkie awanse innych prokuratorów - jak on z Sosnowca - Święczkowski wyraził przekonanie, że byli oni lepszymi kandydatami na wysokie stanowiska niż prokuratorzy "z peerelowską przeszłością". Zaznaczył także, iż wbrew wątpliwościom wyrażanym przez niektórych posłów awanse w ABW były zgodne z przepisami. W zeszłym tygodniu wniosek dotyczący zgłoszenia do prokuratury zawiadomienia na temat możliwego przekroczenia uprawnień w tej sprawie zgłosiła Pietraszewska.

Świadek powiedział również, że "przeżywa traumę" obserwując ograniczenia finansowe w policji i służbach specjalnych oraz reorganizacje w wymiarze sprawiedliwości. "Obserwuję powrót do lat 90., obawiam się, że wrócą czasy, gdy na ulicach Warszawy wybuchały bomby, a w prokuraturze brakowało papieru". Zarzucił premierowi, że "nie przywiązuje żadnej wagi do bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego Polski".

Przerwa w posiedzeniu nastąpiła po blisko siedmiu godzinach na wniosek Wójcika, który argumentował, że swobodna wypowiedź Święczkowskiego zawiera wiele informacji, a przesunięcie posiedzenia pozwoli członkom komisji lepiej przygotować pytania do świadka. Zaznaczył, że on sam ma jeszcze kilkadziesiąt pytań. Przedstawiciele PiS w komisji byli przeciw przerwie, przekonując, by nie przedłużać prac komisji, jednak zostali przegłosowani. Odpowiadać na kolejne pytania chciał także Święczkowski.

Przesłuchania kolejnych świadków, już po wyczerpaniu pytań do Święczkowskiego, komisja wstępnie zaplanowała na 12 marca. Wówczas przed sejmowymi śledczymi stanąć mają: b. prokurator krajowy Dariusz Barski i b. wiceprokurator generalny Jerzy Engelking.