To na pewno będzie kampania inna niż wszystkie. Politycy z różnych stron zapowiadają, że nie będzie wielkich wyborczych wieców, nie mówiąc już o dużych medialnych kampaniach. Prawdopodobnie nie zobaczymy ani billboardów, ani telewizyjnych spotów. Takie ustalenia jako oczywiste traktują dziś zarówno politycy PiS, jak i PO czy SLD.

Reklama

Krzysztof Lisek i Jarosław Gowin z Platformy proponują umówienie się z pozostałymi ugrupowaniami, żeby w wyborach uzupełniających do Senatu nie rywalizować o mandaty. I tak w dwóch okręgach, z których dwoje senatorów PiS, Janina Fetlińska i Stanisław Zając, zginęło pod Smoleńskiem, tylko ta partia wystawiłaby swoich kandydatów. W zamian tylko PO wystawiłaby kandydata w okręgu katowickim, z którego senatorem była Krystyna Bochenek.

Politycy wciąż są pod wrażeniem śmierci swoich kolegów, mają też świadomość wrażenia, jakie katastrofa wywołała w społeczeństwie - więc w sposób naturalny przychodzą im takie gesty.

Jednak kalendarz wyborczy jest nieubłagany: autorzy konstytucji nie przewidzieli, że może się wydarzyć aż taka tragedia. Choć jeszcze nawet nie odbyły się pogrzeby ofiar smoleńskiej katastrofy, zegar już zaczął odmierzać czas do wyborów. Bo zapowiedź decyzji marszałka o wyznaczeniu terminu wyborów za tydzień oznacza, że w ciągu półtora tygodnia (do poniedziałku 26 kwietnia) muszą powstać wyborcze komitety kandydatów na prezydenta. To dlatego, choć politycy mówią o żałobie i zapowiadają, że najważniejsze decyzje o wyznaczeniu kandydatów w wyborach prezydenckich zapadną w przyszłym tygodniu, to myślą o tym już dziś.

Reklama

czytaj dalej >>>



W najtrudniejszej sytuacji są politycy PiS i SLD: prezydenccy kandydaci tych partii zginęli. Politycy SLD nie kryją nawet, że liczą na przekonanie do startu w wyborach prezydenckich Włodzimierza Cimoszewicza. Ma go do tego namówić Grzegorz Napieralski, ale przede wszystkim Aleksander Kwaśniewski. Jak wynika z wywiadu z Kwaśniewskim, Cimoszewicz, który już raz odmówił startu, nie zamierza tej decyzji zmieniać. Argumentem, który ma go przekonać, miała być nie tylko śmierć Jerzego Szmajdzińskiego, ale także możliwość startu Jarosława Kaczyńskiego.

Reklama

A właśnie takiego scenariusza nie wykluczają politycy PiS. Według ich ocen lider PiS po śmierci brata ma realne szanse na wygraną w wyborach prezydenckich. Co więcej, przeciwnikom byłoby trudno atakować lidera PiS w kampanii. A jeśli Jarosław Kaczyński nie wystartuje, to rozważane są trzy inne osoby, które łączy jedno: nie są członkami PiS. Chodzi o Zytę Gilowską, która jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej, wicemarszałka Senatu Zbigniewa Romaszewskiego lub prezesa Polskiej Akademii Nauk Michała Kleibera, który był społecznym doradcą Lecha Kaczyńskiego.

To jego nazwisko kilka dni temu wymienił Jarosław Gowin jako możliwego ponadpartyjnego kandydata, którego wspólnie mogłyby poprzeć zarówno PO, jak i PiS. Jednak Gowin w swojej opinii jest w Platformie odosobniony. Jej kandydatem jest wciąż pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski, który wygrał partyjne prawybory. Jednak politycy PO po cichu mówią, że żaden wariant nie jest przesądzony, bo sytuacja zmieniła się diametralnie. Ale przyspieszone wybory mogą pogrzebać nadzieje kandydatów najmniejszych ugrupowań. Ludwik Dorn czy Tomasz Nałęcz raczej nie będą w stanie zebrać wystarczającej liczby podpisów.