Masiel, jeden z europosłów zamieszanych w aferę z wyłudzaniem pieniędzy z kasy Parlamentu Europejskiego, przyznał, że za fundusze z Brukseli zatrudnił jako asystentkę swoją żonę.

"Nadużyłem zaufania Parlamentu Europejskiego i wyborców. Krytykuję siebie za to i przepraszam wyborców, ubolewam i potępiam" - powiedział PAP Masiel.

Reklama

DZIENNIK napisał także, że Masiel fikcyjnie zatrudniał również innych asystentów, którym płacił unijnymi euro. Ci oddawali mu potem pieniądze, zatrzymując dla siebie prowizję. Tym doniesieniom jednak Masiel zaprzecza.

A tymczasem artykułem DZIENNIKA zainteresowały się już służby finansowe Parlamentu Europejskiego. Na razie poprosiły o dokładne tłumaczenie tekstu.

Co grozi Masielowi? Służby finansowe mogą domagać się od niego dostarczenia dokumentów, które potwierdzą jego wydatki. Jeśli europoseł tego nie zrobi, będzie musiał oddać pieniądze. Najpoważniejsze tego rodzaju sprawy kończą się w unijnym Biurze do Walki z Nadużyciami. Tak może być i w tym wypadku.

Reklama