Marcin Graczyk: Kampania do europarlamentu buduje wizerunek polityków?
Sławomir Olejniczak: W Polsce jest niestety wręcz przeciwnie, bo wszystkie partie starają się na listach wyborczych pokazywać wyłącznie znane twarze. To może skończyć się tym, że w Brukseli pojawią się ludzie, którzy się tam znaleźć nie powinni. Jak choćby w poprzedniej kadencji Krzysztof Hołowczyc. To są pomysły rodem z konkursu piękności, a nie kompetencji.

Reklama

Nadchodząca kampania będzie takim konkursem piękności?
To na pewno będzie kampania znanych twarzy, głównie zresztą znanych z rynku krajowego, z wystąpień sejmowych, konferencji prasowych i z wypowiedzi do telewizyjnych newsów.

Dla polityków start w eurowyborach jest awansem?
Dla niektórych na pewno, dla innych będzie to jednak pewnego rodzaju zesłanie. Część kandydatów nie zdaje sobie sprawy z tego, że w Brukseli czy w Strasburgu utonie w kuluarach i zatęskni za tą popularnością, którą przynosiła im krajowa scena polityczna.

Kto może stracić najwięcej?
Myślę, że taką osobą może być Jacek Kurski czy Zbigniew Ziobro. Chodzi o ludzi, którzy lubią i potrafią znaleźć się w oku kamery, a i często, jak w przypadku Jacka Kurskiego, niezależnie od tego, jak oceniamy to, co i jak mówi, potrafią z mediów zrobić bardzo dobre dla siebie narzędzie. Tacy politycy stracą, bo nie będą się już codziennie pojawiać w mediach.

Reklama

Politycy, dostając się do europarlamentu, nabierają europejskiego formatu?
To jest trochę tak jak z tytułem szlacheckim w Wielkiej Brytanii. Co prawda Elton John czy Beatlesi są szlachcicami i mają prawo do używania tytułu, ale mimo to i tak dystans do prawdziwej arystokracji jest ogromny. Tak samo jest z tą naszą europejskością. To albo się ma, albo nie. Sporo kandydatów do europarlamentu ma to coś. Mam nadzieję, że to ich wybierzemy.