"Jestem gotów poddać pod głosowanie istotne fragmenty pisowskiego projektu konstytucji. Mogę powiedzieć: chcecie silnej prezydentury w Polsce, proszę, niech będzie silna prezydentura. Chcecie silnego rządu, niech będzie rząd. Z punktu widzenia kraju mniej ważne jest, który ośrodek będzie silniejszy, ważniejsze jest ostatecznie zdecydować, który to z nich" - powiedział Donald Tusk w wywiadzie dla "Polityki".

Reklama

>>> Stasiak: PO gra prezydentowi na nosie

Tusk podkreślił, że jeśli sporu kompetencyjnego nie rozstrzygną Trybunał Konstytucyjny oraz projektowana specjalna ustawa w tej sprawie, to "pozostają wybory". Zaznaczył jednak, że nie chodzi o wybory przedterminowe.

Premier oświadczył, że "na ile może, stara się unikać sytuacji, które mogą mieć gorszący wymiar, typu, kto leci do Brukseli". "Choć to nie jest banalny spór o krzesło, jak by to niektórzy chcieli widzieć, ale o poważną kwestię, kto jest odpowiedzialny za prowadzenie polityki zagranicznej" - podkreślił Tusk.

"Ja nie mam prawa abdykować z uprawnień prezesa Rady Ministrów na rzecz prezydenta tylko dlatego, że on to usiłuje wymusić swoim zachowaniem" - stwierdził premier.

Szef rządu mówi, że zamiast obejmować funkcję prezydenta, wolałby być premierem i mieć przychylną sobie głowę państwa. "Jeśli pojawi się kandydat, który zapewni wygraną w wyborach prezydenckich i dobrą współpracę z rządem, nie będę się upierał przy kandydowaniu" - powiedział. Zastrzegł przy tym, że na razie takiego kandydata nie widzi.