Skąd takie wyznanie? Wszystko zaczęło się podczas papieskiej pielgrzymki. Do Polski przybył Benedykt XVI i w tym szczególnym czasie sklepy i bary przestały sprzedawać alkohol. Ale nie restauracja sejmowa. Dzięki dziennikarskiej prowokacji wyszło na jaw, że właściciel tego przybytku za nic ma wprowadzoną przez rząd kilkudniową prohibicję!

Wybuchła afera. Tak wielka, że kancelaria Sejmu doniosła na właściciela restauracji i jego pracownika do prokuratury! Ale marszałek Jurek nie mówi jasno, czy w związku z tym na stałe zakaże sprzedaży i picia alkoholu na terenie Sejmu. "Nie będę się w tej chwili wypowiadał, jak ma być administrowany hotel poselski, czy jak mają wyglądać przyjęcia w barze, kiedy przyjeżdżają delegacje zagraniczne" - wyjaśnia dość zawile.

Pewne w tej sprawie jest jedno - marszałek dał słowo honoru. A dziennikarze z pewnością przypilnują, by danego słowa dotrzymał.