Kurski zaatakował Tuska w programie "Teraz my" w telewizji TVN. Jego zdaniem, afera zaczęła się od tego, że PZU wykupiło za 50 mln złotych billboardy na kampanię "Stop piratom drogowym". Później firma słowo "piratom" zastąpiła słowem "wariatom" i napuściła psychiatrów, by "zrobili z tego dym". Po proteście lekarzy PZU wycofała się z akcji, a billboardy za 3% wartości sprzedała firmie, której właścicielem jest syn Andrzeja Olechowskiego, byłego lidera PO. Potem na tych billboardach pojawił się Donald Tusk. Tak przynajmniej twierdzi Jacek Kurski.
"To wszystko nieprawda. Jedyną prawdziwą rzeczą jest to, że tekst 'Stop wariatom' powinien dotyczyć pana Jacka Kurskiego" - zareagował z oburzeniem poseł PO Mirosław Drzewiecki. "Każdy billboard ma zapisaną swoją cenę, my to wszystko mamy w dokumentach, daliśmy to w sprawozdaniu wyborczym, to wszystko jest sprawdzone, możemy to pokazać jeszcze 20 tysięcy razy" - zapewnia Drzewiecki.
Platforma zawiadomi prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przez Kurskiego przestępstwa. Pozwie też posła PiS za zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych. Suma odszkodowania, którego chce się domagać, jest gigantyczna - to 6,4 mln złotych! Jeśli sąd przyzna rację PO, odszkodowanie zostanie przekazane na cele charytatywne.
Platforma Obywatelska chce puścić Jacka Kurskiego z torbami. Zażąda od niego ponad 6 mln zł odszkodowania za to, że ważył się znowu zaatakować Donalda Tuska. Kurski twierdzi, że za billboardy lidera PO publicznymi pieniędzmi zapłaciło PZU. Oddajemy sprawę do sądu, to zniesławnienie - grzmi oburzona Platforma.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama