Po rewelacjach Tuska premier Marcinkiewicz zwołał konferencję i zaczął się bronić. Nie skarżył się Tuskowi, nie rozmawiał o swojej pozycji w partii, nie gdybał, kiedy przestanie być premierem, a w ogóle to rozmawiali o ekonomii.
Premier uderzył się jednak w pierś i powiedział, że żałuje, iż o spotkaniu z liderem Platformy nie poinformował bezpośrednio władz PiS-u, a tylko za pośrednictwem mediów.
A całe zamieszanie to "klin, który ktoś próbuje wbić między niego a władze partii, przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego" przed planowanym na jutro posiedzeniem Rady Politycznej PiS.
"Lepiej by było, aby premier swoje odczucia poruszał we własnym gronie, bo tworzymy rodzinę" - podsumowuje Tadeusz Cymański z PiS, który podobnie jak inni posłowie koalicji domagają się szczegółowego wyjaśnienia całej sprawy.
Premier podpadł władzom PiS. Bez konsultacji z nimi spotkał się w Sopocie z Donaldem Tuskiem. Ale to nic. Gorzej, że Marcinkiewicz i Tusk zadeklarowali, że są sprawy, o których mogą mówić wspólnym językiem. A już oliwy do ognia dolał szef Platformy, który ogłosił, że premier mu się skarżył, iż "jego sytuacja w obozie rządzącym komplikuje się". Marcinkiewicz próbuje zaprzeczać: "Ktoś wbija klin między mnie a partię!".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama