Okazuje się, że Gilowska została wrobiona. Witold W. zarejestrował ją jako źródło informacji. W aktach figurowała pod pseudonimem Beata. Ale nic o tym nie wiedziała!

Mąż Gilowskiej był działaczem "Solidarności" w strategicznej świdnickiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Gilowska wykładała na KUL-u, gdzie często spotykała się z zagranicznymi gośćmi. Dlatego PRL-owski kontrwywiad interesował się małżeństwem Gilowskich. Zyta nie wiedziała nawet, jak niebezpieczny jest Witold W. A zgubiła ją zbytnia gadatliwość.

"Gdy więc Gilowska w normalnej towarzyskiej rozmowie powiedziała, że był, czy jest u nich ten i ten, to ja miałem obowiązek przekazać tę informację dalej, do kolegi, który tym tematem się zajmował. Musiałem też podać źródło informacji. Pisałem więc: >Beata<, choć ona nie miała o tym pojęcia" - powiedział "Trybunie" Witold W.