Kazimierz Marcinkiewicz milczy jak zaklęty. Nie chce zdradzić, jakie ma plany i czy w ogóle po wyborczej porażce zamierza pozostać w polityce. Na razie chce od niej odpocząć. Jedyny plan na przyszłość, o którym mówi, to długi, grudniowy urlop z rodziną. Ale co potem? "Potem odpowiem sobie na pytanie, co chcę dalej robić" - ucina wszelkie pytania.

Reklama

Z informacji DZIENNIKA wynika, że Jarosław Kaczyński chętnie widziałby Marcinkiewicza w swoim rządzie. Były premier ma bowiem atut nie do przecenienia - jest najpopularniejszym politykiem w Polsce. Jego wejście do rządu niewątpliwie poprawiłoby jego notowania.

Pytanie, co Kaczyński zaproponuje byłemu premierowi. Najlepsze resorty są zajęte, a ten najbardziej prestiżowy, czyli spraw zagranicznych, nie wchodzi w rachubę. "Na to nie zgodzi się prezydent. Bo gdy Kazik był premierem, iskrzyło między nimi w tych sprawach" - tłumaczy jeden z rozmówców DZIENNIKA. Natomiast ofertę objęcia innego resortu, np. skarbu czy gospodarki, Marcinkiewicz mógłby odebrać jako degradację. W tej sytuacji realna staje się koncepcja stworzenia dla niego kolejnego, piątego już stanowiska wicepremiera - koordynatora resortów gospodarczych.

To jednak grozi kolizją z Zytą Gilowską, która pełni już taką funkcję.