Tak jak kiedyś, zjechali na dół, by jeszcze raz przeżyć dwutygodniową okupację kopalni. "Niesamowite, że to już tyle czasu minęło" - mówi Stefan Czardybon, który 25 lat temu przez dwa tygodnie nie wyjeżdżał spod ziemi. Przyszedł wczoraj do kopalni, żeby razem z kilkoma kolegami, którzy tak jak on strajkowali, pomodlić się na mszy i jeszcze raz wrócić w to miejsce. Wtedy nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, co im grozi.
Andrzej Sznajder i Jarosław Neja, historycy IPN, wydali właśnie książkę dokumentującą tamte dni: "14 dni pod ziemią". Nie mają wątpliwości, że protest w "Piaście" mógł skończyć się krwawo.
"Najnowsze badania instytutu wskazują, że rozważana była pacyfikacja kopalni z użyciem milicji, wojska, wozów bojowych i broni palnej. Strajk 500 metrów pod ziemią prawdopodobnie uchronił górników od tragedii. Takiej, jaka zdarzyła się 16 grudnia w kopalni <Wujek>, gdzie ZOMO zastrzeliło dziewięciu mężczyzn" - mówią historycy.
Stanisław Trybuś pracował wtedy w Przedsiębiorstwie Robót Górniczych w Mysłowicach. Widział, co się działo, jest przekonany, że plany działań milicji i wojska ze szczegółowym opisem uzbrojenia nie pozostawiają wątpliwości co do zamiarów władz. "Nikt nie przychodzi z bronią i ostrą amunicją, żeby rozmawiać. Broń miała być użyta" - mówi z przekonaniem Trybuś. Tym bardziej że komuniści ściągnęli pół tysiąca uzbrojonych po zęby ludzi.
Pod ziemią strajkowało wówczas ponad dwa tysiące górników. Wyszli dopiero 28 grudnia, kiedy władze obiecały, że nie będzie żadnych sankcji. "Obietnice okazały się nieprawdziwe. Bezpieka zatrzymywała ludzi, kiedy wracali autobusem do domów. Za mną rozesłali list gończy, bo się ukrywałem" - wspomina Trybuś.
Śledztwo prowadzili dwaj prokuratorzy wojskowi - por. Janusz Brol i por. Bogdan Pikała. "Pierwszy z nich zajmował się też "Wujkiem". Umorzył śledztwo 20 stycznia 1982 roku. Napisał w uzasadnieniu, że <do użycia broni doszło w sytuacji zagrożenia życia funkcjonariuszy plutonu specjalnego ZOMO>" - przypomina historyk Janusz Sznajder.
W sprawie strajku w "Piaście" proces rozpoczął się 25 stycznia 1982 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło siedmiu mężczyzn. Odpowiadali za działanie na szkodę państwa. Mimo drakońskich kar, jakich domagała się prokuratura, sąd uniewinnił górników. Na sali zapanował dziki entuzjazm, ludzie zerwali się z miejsc i zaczęli śpiewać "Jeszcze Polska nie zginęła". Dobę później wszyscy zostali zatrzymani i internowani na wiele miesięcy.
Szósta rano, 14 grudnia. Tak jak 25 lat temu cechownia bieruńskiej kopalni "Piast" wypełniła się wczoraj górnikami. Tym razem nie decydowali o akcji strajkowej, a wspominali swój protest sprzed ćwierćwiecza - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama