Posłowie z sejmowej komisji zdrowia chcą wprowadzić przepisy zabezpieczające interesy aptekarzy. Proponują ograniczenie liczby aptek, a także zwiększenie marż na sprzedawane leki. Ich starania mogą zakończyć się wielkim skandalem, bo w komisji zdrowia pracującej nad nowymi zapisami ton nadaje poseł, który sam ma aptekę - Mieczysław Walkiewicz z PiS.

Kontrowersyjny projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego właśnie trafił do sejmowej komisji zdrowia. Aptekarzy silnie popiera grupa posłów z PiS. Przewodzi im poseł Mieczysław Walkiewicz. Problem w tym, że jego żona ma aptekę i działa w Naczelnej Izbie Aptekarskiej. O tym, że Walkiewicz ulega lobby aptekarskiemu, przekonany jest jego kolega z tej samej komisji, poseł Aleksander Sopliński z PSL.

"Brak bezstronności posła wyraźnie widać było niedawno podczas dyskusji na temat sprzedaży internetowej leków. Rząd proponował legalizację handlu wysyłkowego. Ale posłowie PiS z Walkiewiczem na czele nie poparli tego projektu i forsowali przeciwne rozwiązanie" - mówi Sopliński.

Gdy mówimy mu, że poseł Walkiewicz sam ma rodzinną, aptekę jest oburzony. "W takim razie nie powinien pracować nad tą ustawą!" - denerwuje się Sopliński.

"Poseł PiS jest nieformalnym lobbystą" - krytykuje Walkiewicza za konflikt interesów Julia Pitera z PO. - "Mówienie, że polityk zna się na temacie, bo sam prowadzi daną działalność, jest nieprozumieniem. Nie jest możliwe, aby patrzył na sprawę inaczej jak przez pryzmat własnego interesu. Każde rozwiązanie, które zaproponuje, będzie skażone takim podejrzeniem" - mówi Pitera.

Tego samego zdania jest Grażyna Kopińska z Programu przeciwko Korupcji Fundacji Batorego. Zwraca jednak uwagę, że w polskim parlamencie sytuacje, gdy posłowie pracują nad ustawami, którymi sami są bezpośrednio zainteresowani, są na porządku dziennym. Podaje przykłady: ustawę wprowadzającą obowiązek montowania zestawów głośnomówiących lansował poseł, który sam je sprzedawał, ustawę o sklepach wielkopowierzchniowych poseł, który miał sieć mniejszych sklepów.

Kopińska podkreśla, że to patologia. "W większości państw jest zwyczaj, że poseł zgłasza konflikt interesów i odsuwa się od podejmowania decyzji w danej sprawie" - mówi.

Jednak poseł Walkiewicz nie widzi powodów, by zrezygnować z prac w podkomisji zdrowia: "Gdyby z prac odsuwać wszystkich, którzy mogą być jakoś zainteresowani sprawą, to doprowadziłoby to do absurdu" - mówi.

Przewodnicząca komisji zdrowia Małgorzata Stryjska z PiS trzyma stronę posła: "Nie wiem, czy poseł Walkiewicz ma w rodzinie aptekę. Ale nie zauważyłam, by podejmował decyzje na niekorzyść obywateli."

Projekt przewiduje wprowadzenie jednakowych cen leków refundowanych we wszystkich aptekach. Inną nowością jest to, że jeden właściciel może mieć najwyżej jeden procent wszystkich aptek w województwie. Jeśli posiada więcej, to nadwyżki musi się pozbyć w ciągu pięciu lat.

Zdaniem Małgorzaty Niepokulczyckiej, prezesa Federacji Konsumentów, zapisy spowodują zanik konkurencji między aptekami i w rezultacie wzrost cen: "Lepiej, by działały mechanizmy rynkowe i chorzy mieli możliwość poszukania apteki, która zaproponuje najniższe ceny."

Ale to, co złe dla kieszeni chorych, jest korzystne dla właścicieli drobnych aptek. Małym, rodzinnym aptekom zagrażają apteki sieciowe, bo odbierają im klientów atrakcyjnymi promocjami. Zrzeszająca zagrożonych aptekarzy Naczelna Izby Aptekarska od dawna lobbuje za rozwiązaniami, które ograniczyłyby konkurencję.

Andrzej Wróbel, prezes Izby, utrzymuje, że NIA działa w interesie pacjentów, a nie aptekarzy. Przekonuje, że jeśli obecnie ceny leków w poszczególnych aptekach różnią się kilkakrotnie, to dla pacjenta źle. "Bo zamiast jak najszybciej dostać lek, szuka gdzie taniej" - argumentuje Andrzej Wróbel.