Szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych tłumaczy dziennikowi.pl, że posłowie już dawno chcieli obejrzeć film nakręcony przez ABW. Ale mimo wielu próśb i wniosków z prokuratury cały czas przychodzi ta sama odpowiedź - nie!
Wszystko dlatego, że prokuratura może, ale nie musi uwzględniać prośby posłów z sejmowych komisji. Wszystko zależy od jej dobrej woli. "Tu dobrej woli nie ma" - mówi dziennikowi.pl Janusz Zemke. I tłumaczy, że zupełnie inaczej będzie, kiedy o film poprosi komisja śledcza. Jej prokuratorzy odmówić nie mogą. "Dlatego nie ma innej drogi, by posłowie mogli ten film wreszcie zobaczyć" - ucina polityk SLD.
A tymczasem pojawiają się informacje, że film mógł zostać zmanipulowany - pocięty, przemontowany. Poza tym wersje tego, co było na filmie, podawane przez prokuraturę i przez służby znacznie się różnią. Nie było zgody co do długości nagrania i tego, gdzie było kręcone - czy wewnątrz, czy tylko przed domem.
Śledczy nie chcą zdradzać, co widać na filmie. Wstępnie przyznają, że nagranie nie było zmieniane. Teraz film ogląda biegły z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP.
Jak ustalił dziennik.pl, funkcjonariusze ABW, którzy pod koniec kwietnia o świcie przyszli do domu Barbary Blidy, w czasie przesłuchań w łódzkiej prokuraturze zeznali, że mieli filmować tylko moment wejścia do budynku i wyprowadzenie byłej minister. Poza tym mieli też przyznać, że film miał potem trafić do telewizji. Podobnie jak nagranie z zatrzymania innego polityka podejrzanego w tej sprawie - byłego posła Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform.
Minister koordynator ds. specsłużb Zbigniew Wassermann nie chce komentować informacji o tym, że nagranie mogło zostać pocięte. "Nie mogę się wypowiadać, bo filmu nie widziały władze ABW ani ja" - tłumaczy. I dodaje, że nagranie zostało zabezpieczone tuż po samobójstwie Blidy, jeszcze na miejscu tragedii. A teraz trwają ekspertyzy.