W zapowiadanej przez resort "sieci szpitali" znajdą się tylko niezbędne placówki. Jest ich około 600. I tylko one będą mieć gwarancję finansowania z NFZ. Pozostałym 150 do tej pory Religa groził likwidacją. Jednak wczoraj minister mówił o swoich planach znacznie łagodniej. Nie padały nazwy konkretnych szpitali, a zamiast słowa "likwidacja" używał określenia "przekształcenie".

Religa przekonuje, że jego idea jest słuszna. Dowodem mają być przykłady z Pomorza, gdzie resort przeprowadził pilotaż swojego projektu ustawy o sieci szpitali. Około tysiąc szpitalnych łóżek jest tam niewykorzystanych. Ich utrzymanie nie ma uzasadnienia, dlatego muszą one wypaść z sieci. Zajmą je pacjenci wymagający opieki długoterminowej, bo takich miejsc z kolei brakuje. A wskazanie, w których szpitalach, to już zadanie dla władz lokalnych.

Nieracjonalnych rozwiązań szef resortu zdrowia wymieniał więcej. Np. w salach operacyjnych tamtejszych szpitali średnio odbywa się jedna operacja dziennie. Dla porównania w innych szpitalach Unii Europejskiej: siedem. "Sale nie mogą stać puste, bo wtedy nie zarabiają na siebie. Jeśli chcemy zarabiać jak na Zachodzie, musimy pracować i mieć organizację taką jak na Zachodzie" - przekonuje Religa.

Ale realizacja tego projektu w praktyce może być trudna. Personel medyczny i lokalni politycy nie zawsze są zainteresowani zmianami. A mieszkańców łatwo postraszyć, że stracą szpital, do którego się przyzwyczaili, i wciągnąć do walki w jego obronie. Przykładem jest niedawny protest w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Ministerstwo będzie musiało oprzeć się wielu takim naciskom, chociaż odpowiedzialność częściowo spadnie na samorządy. Bo decyzje, które ze szpitali znajdą się w sieci, zapadną na poziomie województw (dopiero ostateczną decyzję podejmie minister). Sejm zajmie się projektem ustawy tuż po wakacjach.

Posłanka PiS Jolanta Szczypińska z Pomorza popiera projekt, choć spodziewa się, że mieszkańcy staną w obronie likwidowanych szpitali. "Będę ich przekonywać, że zmiany nie są wymierzone przeciwko nim, ale im służą" - zapewnia.

Ewa Kopacz z PO także przewiduje protesty, ale uważa je za uzasadnione. Nie wierzy bowiem, że listy szpitali zostaną przygotowane obiektywnie. "Skończy się tak jak z ustawą o finansowaniu leczenia ofiar wypadków z OC kierowców. Nikt nie wyliczył rzetelnie kosztów, a jedynie odgórnie przeznaczono na ten cel 12 proc. z OC. Propozycja ministra Religi to jedynie propaganda sukcesu" - twierdzi.


Piecha: szpital to nie przytułek



Iwona Dudzik: Jakie kryteria musi spełnić szpital, aby znaleźć się w sieci placówek publicznych?

Bolesław Piecha*: Ważne będzie równomierne rozmieszczenie, mniej więcej co 25 km, optymalna liczba miejsc - powyżej 150 łóżek, dobra kondycja finansowa i opinia samorządu wojewódzkiego, że szpital jest potrzebny.



Zatem ile szpitali nie znajdzie się w sieci?

Około 10-15 proc. będzie wymagało przekwalifikowania w zakłady opieki długoterminowej i pielęgnacyjno-opiekuńcze. Myślę, że w sumie przeznaczenie zmieni około 150 szpitali w kraju.



Jeszcze niedawno minister zdrowia zapowiadał nie przekształcenie, lecz likwidację tych szpitali. Czy to znaczy, że zabrakło mu determinacji?


Nie. Po prostu poza pojedynczymi przypadkami placówek, które nie spełniają żadnych norm, nie ma potrzeby likwidacji, trzeba tylko zmienić ich przeznaczenie.



O które szpitale chodzi?


Dokładnie nie wymienię. Przyznaję jednak, że strajki mogą przyczynić się do tego, że szpital znajdzie się na liście placówek zakwalifikowanych do przekształceń. Nie jest jednak tak, że szpitale takie jak Centrum Zdrowia Matki Polki znikną. Są zbyt cenne. Trzeba je lepiej wykorzystać. Centrum nie powinno być szpitalem tylko dla kobiet i dzieci, zmieści się tam także kardiologia, chirurgia i itp.



Ministerstwo boi się protestów w obronie miejsc pracy?


Nie. Myśmy już przeżyli tyle protestów, że nie. Myślę też, że personel także zaczyna rozumieć, że bankrutujący szpital to nic dobrego. Choćby dlatego, że nie będzie pieniędzy na pensje. Także lokalni politycy potrafią już unieść się ponad własne interesy.



Kiedy poznamy czarną listę szpitali, które będę musiały się przekształcić?


W obecnej sytuacji politycznej trudno powiedzieć. Ustawa musi przejść przez Sejm, potem trzeba przygotować akty wykonawcze...



Szpitale często mówią, że w tarapaty wpadły nie z własnej winy, ale z powodu złego finansowania. Czy to sprawiedliwe, że politycy nie dadzą tym szpitalom szansy?

Wszyscy mówią, że w kłopoty wpadli nie z własnej winy. To najprostsze tłumaczenie, którego w większości przypadków nie podzielam.



Ale czy małe szpitale poniżej 150 łóżek mają szansę na przetrwanie?

Szacunki mówią, że koszty funkcjonowania takich szpitali są zbyt wysokie, ale to nie znaczy, że jest to regułą. Jeśli szpital daje sobie finansowo radę, to ma szansę na przetrwanie.



Są naciski polityczne przeciwko likwidacji?

Jeszcze nie, ale nie spodziewam się, by były na masową skalę.



W małych lokalnych szpitalach często leczą się ludzie ubodzy, których nie stać na leki, a nawet podróże do oddalonych szpitali. Czy rząd coś im zaproponuje w zamian?

Nie sądzę, żeby dojazd do szpitala stanowił aż taki problem. A szpital nie może pełnić funkcji opiekuńczej. On ma przyjąć, wyleczyć, wypisać. Spójrzmy na to, co się działo po wypadku pod Grenoble - część pacjentów wkrótce po udzieleniu pierwszej pomocy była wypisywana i kierowana na rehabilitację. Pacjent nie powinien zajmować zbyt długo drogiego łóżka.
Bolesław Piecha jest wiceministrem zdrowia