"Gdybym był posłem do polskiego Sejmu, przyszedłbym wczoraj do pracy i wziął udział w zaprzysiężeniu Bronisława Komorowskiego. Jeśli trzeba by było wstać – wstałbym. Jeśli trzeba by było klaskać – klaskałbym. Nie dlatego, że to będzie dobry prezydent, bo nie będzie (i ze względów osobistych i politycznych). To będzie zła prezydentura i to będą stracone lata dla Polski" - pisze na blogu w Onet.pl Marek Migalski.

Reklama

To dlaczego w takim razie europoseł PiS przyszedłby do Sejmu?

"Przyszedłbym na tę uroczystość po to, by oddać cześć Prezydentowi RP. Wybranemu – nota bene – w demokratycznych wyborach. Przyszedłbym, by uszanować decyzję większości swojego narodu, z którą to decyzją – by była jasność – głęboko się nie zgadzam. Przyszedłbym także koniunkturalnie - po to, by nie dawać naszym politycznym przeciwnikom amunicji do ich karabinów, z których codziennie do nas strzelają" - wyjaśnia Migalski.

To kolejny jego wpis, który można uznać za polemikę z działalnością prezesa Prawa i Sprawiedliwości, który nie pojawił się ceremonii zaprzysiężenia Bronisława Komorowskiego na prezydenta.

Za wcześniejszą krytykę strategii Jarosława Kaczyńskiego Marek Migalski został przez szefa PiS nazwany "człowiekiem niegodnym". Były politolog jednak nie jest członkiem partii Kaczyńskiego, dostał się tylko z list tego ugrupowania do Parlamentu Europejskiego.