Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu badającego sprawę katastrofy tupolewa, zwołał konferencję prasową, na której przedstawił nowe rewelacje. Stwierdził, że na lotnisku Okęcie, z którego odleciał samolot, znaleziono ślady wycieku z jednego z silników maszyny. O "awarii" nie poinformowano pilotów, a wyciek zlekceważono.

Reklama

Jednak tygodnik "Wprost" ujawnia, że nie znaleziono wycieku z silnika, a jedynie kałużę wody. Wynika to z zeznań jednego z mechaników pracujących w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Miał on rozpoznać wodę "organoleptycznie" - podaje tygodnik.

Skąd kałuża? Prawdopodobnie była to pozostałość po myciu maszyny. Dwa dni przed wizytą Tu-154 w czasie lotu zderzył się z ptakiem. Uszkodzona była powierzchnia nosowa części kadłuba, czyli osłona radaru. Po naprawie awarii samolot umyto.

Informacje "Wprost" potwierdza prokuratura prowadząca śledztwo ws. katastrofy. "Przed startem samolotu Tu-154 M nr boczny 101, stwierdzono pod tym samolotem kałużę cieczy, którą jak ustalono okazała się woda, pozostała po myciu samolotu" - taką informację przysłał tygodnikowi rzecznik prokuratury wojskowej płk Zbigniew Rzepa.

Reklama