Minister powiedział w programie "Kropka nad i" TVN24, że zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w tej sprawie skierował do prokuratury, za pośrednictwem Żandarmerii Wojskowej, dowódca Sił Powietrznych gen. Lech Majewski.
We wtorek stacja, powołując się na swojego informatora podała, że w szkoleniu pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotniczego, który odpowiedzialny jest za transport najważniejszych osób w państwie, dochodziło do poważnych błędów. Według tego informatora, w celu zaoszczędzenia pieniędzy, w jednostce fałszowano dokumentację, a szkolenia nadzorowały osoby nie znające specyfiki samolotu Tu-154M.
Do nieprawidłowości w szkoleniach miało dochodzić od 2002 roku zarówno samych wśród pilotów jak i załóg 36. pułku. Fałszowanie dokumentacji szkoleniowej - podaje TVN24 - miało polegać m.in. na wpisywaniu szkolenia ze startu i podchodzenia do lądowania, które w rzeczywistości nie miały miejsca.
"Słyszałem o tym już w czerwcu tego roku, dlatego, że państwo zgłosili się do dowódcy Sił Powietrznych pana generała Lecha Majewskiego z tymi pytaniami już w czerwcu" - powiedział szef MON w TVN24.
"Gen. Majewski nie był w stanie odpowiedzieć na pytania, dlatego skierował natychmiast zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa do Żandarmerii Wojskowej, a Żandarmeria Wojska przekierowała tę sprawę do prokuratury" - poinformował minister. Jak dodał, prokuratura prowadzi dochodzenie w tej sprawie od czerwca.
"Jestem informowany o tym, w jakim kierunku to dochodzenie zmierza" - powiedział Klich. Jak dodał, do nieprawidłowości miało dochodzić w latach 2002-2008.
Minister odniósł się również do doniesienia "Gazety Wyborczej" z soboty. "80 osób z zarzutami, 33 (w tym 18 pilotów) - po prawomocnych wyrokach za drobne przestępstwa. Tak wyglądał 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego w dniach poprzedzających katastrofę pod Smoleńskiem" - napisał dziennik.
Według gazety, chodziło o wyłudzanie - od 1997 r. - diet na zagraniczne delegacje i zwrotu należności za fikcyjne noclegi w hotelach.
Klich powiedział, że te informacje odnoszą się do lat 1997-2002. "Tak wyglądał 36. pułk w latach 1997-2002, dlatego, ponieważ w tych pięciu latach (...) rzeczywiście w 36. pułku doszło do wyłudzenia - niewielkich, ale jednak - środków na diety" - mówił.
Minister powiedział, że w 2003 r. Prokuratura Wojskowa podjęła dochodzenie w tej sprawie. "To wszystko skończyło się prawomocnymi już w tej chwili wyrokami sądowymi, które zapadły w latach 2008-2010" - poinformował.
Klich powiedział też, że obowiązek zawiadomienia Służby Kontrwywiadu Wojskowego o wydanych przez sąd wyrokach w tej sprawie miał dowódca jednostki, czyli 36. specpułku, a nie prokuratura. "Dowódca jednostki nie zawiadomił o tym, że zostały wydane wyroki, że zostali skazani piloci i nie tylko na kary grzywny, albo wyroki w zawieszeniu" - powiedział minister. "W związku z tym, że nie zawiadomił, przestał być dowódcą" - dodał.
Minister skomentował również doniesienia "Rzeczpospolitej" z ubiegłego tygodnia. Gazeta napisała, że w 56. Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu dowódca klucza śmigłowców Mi-24 miał ustalać z pilotem jak sfałszować potwierdzenie egzaminu. Jak ocenił, jest to sprawa świeża.
"Zobowiązałem szefa Sztabu Generalnego do natychmiastowego uporządkowania spraw w 56. pułku, dlatego, że tego typu zdarzenia nie mogą trwać w przyszłości" - powiedział Klich.
Minister odniósł się również do śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Jak powiedział, doskonale rozumie, że rodziny ofiar chciałyby wiedzieć wszystko na jej temat, jakie były jej przyczyny. Ale - jak mówił - trzeba poczekać na całościowe ustalenia w tej sprawie.
"Wszyscy, którzy zajmują się tą katastrofą powinni wstrzymać się ze swoimi komentarzami do zakończenia prac tych organów państwa polskiego, do których możemy mieć zaufanie" - powiedział. Jak dodał, on sam ma zaufanie zarówno do komisji kierowanej przez szefa MSWiA Jerzego Millera, jak i do prokuratury.
Klich powiedział, że on sam nie zeznawał w prokuraturze ws. katastrofy. "Jestem w każdej chwili do dyspozycji prokuratury" - zadeklarował.