Europosłanka zaprasza do "prześledzenia faktów" dotyczących przygotowywania w Parlamencie Europejskim wystawy na temat katastrofy smoleńskiej. Tłumaczy, że kompletne wnioski dotyczące organizowania tego rodzaju prezentacji muszą zostać złożone w terminie od dwóch do sześciu miesięcy przed wystawą. "To daje posłom pewność, że konkretne miejsce w określonej dacie będzie im udostępnione, natomiast Parlament, jako instytucja publiczna, ma możliwość sprawdzenia, jakie wydarzenie odbędzie się na jego terenie - pod egidą UE" - tłumaczy eurodeputowana. Dodaje, że w czasie dwóch lat działalności kolegium kwestorów w obecnym składzie nie dotarła do niego ani jedna skarga dotycząca organizacji wystaw.

Reklama

>>> Zaklejone napisy. Posłowie PiS: To brutalna cenzura

Relacjonując przygotowywanie ekspozycji na temat katastrofy smoleńskiej, Geringer de Oedenberg ujawnia, że europoseł PiS Ryszard Legutko zgłosił kompletne dossier dotyczące wystawy, w tym treść podpisów, zaledwie cztery dni przed terminem jej otwarcia. Choć teoretycznie wniosek taki powinien zostać automatycznie odrzucony, znając delikatną materię jakiej dotyczy, przesłano go do ny kwestorom. Europosłanka tłumaczy, że jako jedyna zagłosowała za pozostawieniem treści napisów. Wszyscy pozostali kwestorzy argumentowali, że są one zbyt drastyczne.

Ryszard Legutko odwołał się od tej decyzji i w poniedziałek wieczorem do kwestorów dotarło pismo od szefa PE Jerzego Buzka, który prosił o ponowne przyjrzenie się sprawie. Jednak już we wtorek wystawa była instalowana. Okazało się, że nie można fizycznie oddzielić napisów od fotografii, gdyż każdy zestaw drukowano na jednej tablicy - opisuje Lidia Geringer de Oedenberg.

"Moi koledzy z kolegium kwestorów być może nie rozumieją kontekstu wojny polsko-polskiej, ale znają i szanują przepisy PE. Dla dobra instytucji współodpowiedzialnej za projekt, kwestorzy (tym razem przy moim sprzeciwie, w weekend obserwowałam obchody rocznicy w Polsce...) - podtrzymali swoje stanowisko dt. podpisów, nakazując ich zalepienie" - napisała eurodeputowana na blogu. Dodała, że "dramatyczne wykonanie", czyli zaklejenie napisów białą i czerwoną taśmą, leżało w gestii europosła Legutki.

"Zamieszanie wokół ekspozycji nie przysłużyło się obchodom rocznicy katastrofy, skorzystali na nim organizatorzy wystawy... Wygarniając Rosji "rzucanie" ciał ofiar katastrofy na folię, sami budują na nich polityczne kariery. Od wczoraj także w Parlamencie Europejskim" - podsumowała europosłanka.

>>> Kamiński o wystawie: Trzeba przeprosić Buzka

Zamieszanie wokół wystawy na temat katastrofy smoleńskiej wybuchło w Brukseli, gdy okazało się, że część podpisów pod zdjęciami została zasłonięta. Posłowie PiS mówili o cenzurze, a Ryszard Czarnecki zastanawiał się, czy decyzja o zaklejeniu podpisów zależała w jakimś stopniu od szefa PE Jerzego Buzka.