"Dostaliśmy prezent w postaci kamienia jako pomnik. Dostaliśmy pytanie, co napisać, my nie pomogliśmy. Przyjeżdżają panie z maszynami i wiertarkami i przyklejają tablicę. A gdyby do nas Niemcy przyjeżdżali i poprzykelejali tablice? Zgodziłaby się Pani na to?" - pyta retorycznie Monikę Olejnik były prezydent. Dlatego twierdzi, że Bronisław Komorowski powinien przeprosić Dmitrija Miedwiediewa za całe zamieszanie.

Reklama

To jednak nie znaczy, że tablicy być nie powinno. "Zdecydowanie żądałbym pomnika i tablicy, ale w sposób możliwy do zaakceptowania", bo zdaniem Wałęsy napis o ludobójstwie powinien być w Katyniu, a nie Smoleńsku.

Dostało się też premierowi i prezydentowi za to co robią w sprawie wraku i czarnych skrzynek. "Nie potrafimy tego załatwić. Gdybym ja miał coś więcej do powiedzenia, to by było dawno pozałatwiane. Gdybym ja tak rozmawiał z Jelcynem, to nadal byśmy mieli wojska sowieckie" - mówi na antenie Radia ZET Wałęsa. Według niego zarówno szef rządu jak też i głowa państwa nie dopilnowali spraw zwrotu szczątków.
Lech Wałęsa atakuje też Jarosława Kaczyńskiego za użycie fragmentu wiersza Herberta. "No powagi, jak zdrada? Niech powie inaczej: <napuszczeni o świcie>, <nieodpowiedzialni o świcie>, to można powiedzieć! Ale nie <zdradzeni> - gdzie tu ktoś kogoś zdradził? (...) z Torunia i z innych miejsc płyną bzdury, podpuszczania, zamachy, paranoicy opowiadają bzdury i wielu ludzi na skróty, nie wchodząc w szczegóły nabiera się na to" - grzmi był prezydent.

Według niego wyprawa Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska była bowiem źle pomyślana. Nie można wyróżniać bylejakości, kiepskiej pracy, pomnik za to, że zginął, to chyba za mało na pomniki, tak mi się wydaje. Nie musiał w ogóle robić drugich uroczystości, nie musiał planować wielkiego uderzenia na początek kampanii wyborczej" - twierdzi Wałęsa. Prezydent bowiem powinien do Katynia lecieć razem z premierem. "Pojechałbym razem z Tuskiem i przejąłbym te uroczystości, był głównym mówcą, dlaczego nie?" - tłumaczy.